Kto jest moim wrogiem? I dlaczego nim jest? Dlaczego czasem nie mogę przestać patrzeć na kogoś z niechęcią, politowaniem, poczuciem wyższości?
To pytanie pojawiło się we mnie któregoś sobotniego przedpołudnia. Wraz z nim niemal natychmiast pojawiła się odpowiedź.
Byłam właśnie na spotkaniu grupy ćwiczącej kręgi naprawcze. Kręgi z grubsza są sposobem na rozwiązywanie w grupie konfliktowych sytuacji. Spotykamy się raz na jakiś czas i ćwiczymy – wybieramy jakiś konflikt, dopasowujemy sobie role – po czym odgrywamy potencjalną rozmowę mediującą tenże konflikt.
Tym razem byłam w roli osoby, której konflikt nie dotyczy bezpośrednio, tylko z racji przynależności do społeczności, w której on wystąpił. Kręgi opierają się na założeniu, że konflikty powstają na tkance społecznej, i nigdy nie dotyczą wyłącznie zwaśnionych stron. Wszyscy, których konflikt jakoś dotyka, są zaproszeni do poszukiwania rozwiązań i wnoszenia swojej perspektywy.
Zatem jestem sobie tą osobą, przez pierwszą część kręgów nie zabieram raczej głosu, bo wymiana zdań toczy się pomiędzy innymi uczestniczkami. Przysłuchuję się temu z mniejszą bądź większą uwagą, próbując jakoś swoją rolę poczuć, umościć się w niej, znaleźć z nią jakieś punkty styczne, oparte na tym, co wiem z pobieżnego opisu sytuacji.
W którymś momencie zostaję włączona bardziej aktywnie. Jedna ze stron wchodzi ze mną w dialog, chce, abym usłyszała, czego ode mnie potrzebuje, i jak jest rozżalona, że tego nie dostaje.
Słucham jej z coraz większą niechęcią. Jawi mi się jako roszczeniowa, skupiona wyłącznie na sobie, egocentryczna. Nie mam ochoty przyjmować jej wynurzeń, drażnią mnie wypowiadane przez nią słowa. Między nami pojawia się mur, którego nawet nie planuję przekraczać.
Zaskakuje mnie to z dwóch powodów: po pierwsze, to nie do końca w moim stylu. Zazwyczaj mam w sobie przestrzeń na zainteresowanie i zrozumienie perspektywy drugiej osoby. Dlaczego wobec tego, będąc w jakiejś narzuconej roli, nie umiem tej przestrzeni odnaleźć?
Po drugie: racjonalnie patrząc, ta osoba naprawdę doznała krzywdy. Czuje się niepewna, ma niepokój o to, jak będzie dalej, a grupa zgodnie ją ucisza: to był jednorazowy wypadek, nie przesadzaj, takie jest życie.
Dlaczego, skoro umiem w empatię, jestem taka chłodna i obca w tym wypadku? Dlaczego ona mnie drażni? Dlaczego nie mogę choć odrobinkę poczuć, jak jej trudno?
Bo dostałam instrukcję. “Ona jest wariatką”. Takie słowa padły z ust osoby opisującej konflikt, i natychmiast wrosły mi w serce i głowę.
To wariatka. Nie trzeba się nią przejmować. Trudno mi wprawdzie zdefiniować, kim jest wariatka, ale jakoś kojarzę, że to ktoś mało istotny. Nie przejmujemy się nim, nie traktujemy poważnie. Wyolbrzymia, przesadza, jest trochę “nieprawdziwy”.
I poszło. Gdyby to nie była “wariatka”, pewnie byśmy się spotkały. Pewnie bym umiała słuchać i objąć empatią.
Ale przecież to tylko “nikt”.
To odkrycie jest dla mnie wstrząsem. Nie od dziś wiem, że etykiety przesłaniają nam człowieka, ale chyba nigdy nie doświadczyłam ich tak namacalnie.
Ten drugi nie jest moim wrogiem przez to, co robi, tylko przez to, jak na niego patrzę.
—-
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wpierający i chcesz mnie wesprzeć w pisaniu kolejnych:
Foto: Unsplash
Świetny tekst!
O pierwszy raz słyszę o takich kręgach, świetna sprawa! I zgadzam się z tymi etykietami, bardzo wpływają na to jak patrzymy na kogoś i jak go traktujemy. Myślę, że wszystkich jakoś etykietujemy, ale nie jesteśmy tego świadomi i potem ciężko nam zauważyć jak nasze myślenie np. przeszkadza w budowaniu wartościowej relacji z tą osobą
Dzięki, nieoczywiste spostrzeżenie jak dla mnie. Przetestuję na sobie.
Perspektywa i refleksje dające do myślenia. Dziekuje za tekst.
Czyli w sumie, nie ważne co ktoś robi, jak się zachowuje? Że np stosuje przemoc wobec innych, słabszych od siebie? Jest ok. Wystarczy, że ja będę na niego patrzeć inaczej niż on siebie sam pokazuje? Dziwna logika.
Myślę że to nie do końca o to chodzi. Dla mnie ten tekst jest raczej o błędach poznawczych, m.in. o tym, gdzie jak masz wyrobione zdanie na czyjś temat, to zauważasz głównie sytuacje i zachowania potwierdzające swoją tezę.
Świetne podsumowanie Natalio. Długo się zastanawiałam, co mi przeszkadza w mojej relacji z mężem, a ten tekst, a chyba nawet bardziej Twoje podsumowanie mi to rozjaśniło. Mój mąż wyrobił sobie o mnie zdanie, częściowo przez pryzmat moich rodziców i każde moje zachowanie teraz przyrównuje do swojego wyobrażenia. Do tego wszystkiego jest człowiekiem, który słyszy zawsze tylko pierwszą część zdania (nawet, gdy jest ono napisane, to nie jest ważne, co jest po przecinku). Dziękuję, bo dużo mi to rozjaśniło w głowie 🙂
Mam w bliskiej osobie rodzinie osobę po epizodzie schizofrenii/załamania nerwowego, „wariatkę”. Tekst wstrząsnął mną mocno. Puenta zostaje ze mną. Dziękuję
O jakie to prawdziwe i tak czesto obserwowane …. smuci mnie, ze tak szybko potrafie czasem przyjac perspektywe drugiej osoby i zamiast swoich isc w jej butach nie starajac sie nawet zajrzec lub wejsc w sytuacje z innej,swojej strony ….
tylko jak odkleić tę etykietę? jak zmienić to, jak na tę osibę patrzymy???
1. Szukać sytuacji, które zaprzeczają etykiecie
2. Szukać potrzeb pod zachowaniami (robi to, bo potrzebuje dać znać, że chce być uwzględniony w podejmowaniu decyzji)
3. Pamiętać, że nikt nie działa zawsze w ten sam sposób. TERAZ to zrobił. WTEDY tak się zachowała.
Nie „zawsze”, nie „nigdy”.
A jak wpłynąć na postrzeganie nas przez inną osobę? Gdy w tym przypadku to ja jestem tą „wariatką”? Całe życie ciągle ktoś mi przyklejał jakąś etykietkę. Do rodziców się dostosowałam, znajomych ze szkoły po prostu zaczęłam ignorować, ale mam dość życia w małżeństwie z etykietką wyrobioną w dodatku przez pryzmat moich rodziców, których mój mąż nie lubi i którą to etykietkę niekiedy przykleja mi również w oczach dziecka. „Bo ty zawsze” na przemian z „bo ty nigdy”. Jak podjąć dialog z drugą osobą, która widzi tylko pierwszą część zdania, a nigdy nie dociera do niej to, co jest po przecinku,… Czytaj więcej »