O tym, że ma się w domu nastolatka, można przekonać się oczywiście metrykalnie, ale też słysząc dochodzące późnym wieczorem z kuchni odgłosy przygotowywanego posiłku. Tudzież rano, nie mogąc dobudzić młodego człowieka.
Najbardziej zaś człowiek wie, że to już, gdy to, co się dzieje, zaczyna dotykać najgłębszych pokładów, najbardziej ukrytych, niedostrzeganych na co dzień.
I niby było wiadomo, że to może być czas trudny i dla dojrzewającego, i dla towarzyszących mu dorosłych, ale to trochę jak z początkami rodzicielstwa – nawet, jeśli ktoś uprzedzał nas, że może być trudno, i tak nie dało się przygotować.
No więc i teraz bierze ten okres człowieka z zaskoczenia. Niby jest łatwo, aż się można zdziwić, że za łatwo, a potem spada jak grom.
I niby człowiek wiedział, że szukanie własnej tożsamości, że oddzielanie się od tego, co do tej pory, że silne, skrajne emocje, że przyglądanie się podstawowym wartościom jak przez lupę, że czasem odrzucanie tego, co do tej pory oczywiste – ale i tak, gdy wszystkie te określenia zyskują rzeczywisty wymiar, bywają przygniatające.
I wszystkie dotychczasowe wyzwania, te kupki i zupki, te adaptacje, płacze przy rozstaniu, nieprzespane noce i inne przywileje płynące z bycia rodzicem, naprawdę – nie, że stają się bułką z masłem, one wciąż mają aspekt wyzwania. A jednak to, co się dzieje nieco później, wydaje się być rodzicielskim Everestem. Wyzwaniem wyzwań.
Bo już nic nie jest tak istotne, jak trwanie obok, z pełną pokory miłością i zapewnieniem, że się nigdy nie zostawi, nie odrzuci, nie wzgardzi, nie obrazi.
Że się zawsze będzie obok, w gotowości do budowania zrywanej raz po raz relacji, nie pamiętając złego, nie odczytując nic przeciw sobie, będąc ponadto.
A gdy się nie ma sił, że się ich poszuka, że się znajdzie wsparcie, by móc tym wsparciem pozostać.
Miłość cierpliwa jest,łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.
Foto: Unsplash
Boże, Małgosiu, nie mogłaś lepiej trafić z tym felietonem. Chyba byłaś u nas wczoraj wieczorem w domu? Bo skąd wiedziałaś, że właśnie dziś potrzebuję takiego wsparcia, takich słów… i ten fragment Hymnu o miłości… Dziękuję!!!
Jeszcze przede mną, ale jak zwykle dla mnie i w punkt.
Dziękuję ❤️