Kiedy byłam młodą matką i zaczynałam też wspierać innych rodziców, bardzo się martwiłam, że będę niespójna. Czyli: krzewiąca zacne idee, którym czasem nie umiem sprostać.
W zaciszu domowym miałam dla siebie sporo łagodności, ale na zewnątrz stawałam się najsurowszym krytykiem – żyjącym w ciągłej obawie, że ktoś mnie zobaczy, gdy warczę na dzieci, gdy je popędzam, lub gdy się całkowicie odpalam i reaguję nieracjonalnie, gwałtownie i chaotycznie.
Pamiętam z tego czasu dużo dokładania sobie wyobrażonych oczekiwań nieznanych mi ludzi, i rozwalające mnie na kawałeczki strzępki komentarzy sugerujących, że ktoś wyłapał moje słabości – i się nimi zgorszył.
Pamiętam, jak znajomy zasugerował, że nie wyglądam, jakbym lubiła być mamą. Albo kogoś zamurowało, bo nie zachowałam się zgodnie z jego wyobrażeniami.
Bardzo to przeżywałam i mieliłam w sobie.
Dziś wiem, dlaczego tak mnie to bolało, ale wiem też jeszcze jedno: można zobaczyć kogoś piętnaście razy przez 2 minuty jego interakcji z dziećmi – i oznacza to nie więcej niż zobaczenie kogoś kilkanaście razy przez chwilę w towarzystwie jego dzieci.
Nie można wyciągnąć z tego absolutnie żadnych wniosków. ŻADNYCH. O tym, jakim jest rodzicem. O tym, jaką ma z dziećmi relację. O tym, co się dzieje u nich w domu, poza domem i gdziekolwiek indziej.
Jeśli stoję przy kasie, a przede mną matka napomina trzyletnią córeczkę, żeby przestała szarpać bramkę, bo pani na nią zaraz nakrzyczy, to wiem tylko tyle, że w tamtej sytuacji tak powiedziała swojemu dziecku.
Nie, że straszy swoje dziecko. Nie, że nie ma pojęcia o budowaniu dialogu. Nie wiem też, czy jest nerwowa, czy “ma ze sobą kontakt” i czy jej dziecko czuje się zagubione.
A kiedy nawet mam częstszy kontakt, bo (dajmy na to) dany rodzic to bliższy znajomy, i spotykamy się od dłuższego czasu, i wiele przeróżnych sytuacji za nami – to wciąż nie mam całościowego obrazu. Nie znam historii tego człowieka, by doskonale rozumieć, ile już gnoju swoich doświadczeń przerzucił. Mogę słyszeć, jak nieprzyjemnie zwraca się do swoich dzieci czy współmałżonka, i może to boleć – ale nie mówi nic o drodze, jaką ta osoba przebyła, aby nie wnieść w swoje życie gorszych zachowań, aby porzucić przemoc, agresję, pogardę, gwałtowność etc.
Mogę widzieć, jak komuś trudno jest mówić “nie” swoim dzieciom. Mogę myśleć, że uczy w ten sposób swoje dzieci przekraczania granic innych. Ale nie wiem nic o tym, ile ten człowiek przeszedł, aby odważyć się wejść w rodzicielstwo.
Czy ja próbuję usprawiedliwiać siebie lub kogokolwiek innego? Bynajmniej. Moją intencją jest wyłącznie pokazanie, że ferowanie wyrokami, stawianie diagnoz i sypanie ocenami jak z rękawa nie tylko nie pomaga, ale jest nieskuteczne i zakłamuje rzeczywistość.
Po ponad dekadzie pracy z rodzicami mam głębokie przekonanie, że każdy, którego spotkałam, starał się jak najlepiej dla siebie i swojej rodziny. KAŻDY.
Ale oprócz tego, co widać na zewnątrz – czyli rodzicielskich działań, podejmowanych codziennie na nowo, aby utrzymać siebie i dzieci we względnej równowadze – jest też ogrom tego, co pod spodem, co działa często nieświadomie, odzywając się czasem w zatrważających nas samych sposób przy niespodziewanych sytuacjach.
Oto obrażam się nie dziecko i nie mogę odezwać się do niego przez dwa dni.
Oto czuję się tak rozwścieczona, że niemal chodzę po ścianach.
Oto zapadam się w siebie, pogrążam w otchłani i nie rozumiem, jak doprowadziło mnie w to miejsce wylanie zupy przez moje roczne dziecko.
Nieważne, czy pracujesz w szkole/przedszkolu/żłobku i widujesz mnóstwo rodziców w ich relacji z dziećmi.
Nieważne, czy jesteś doświadczonym rodzicem kilkorga dzieci, czy też świeżo upieczonym opiekunem niemowlęcia.
Babcią, ciotką, wujkiem czy trenerem, wychowawcą, terapeutą rodzinnym, lekarzem, sprzedawcą, kierowcą autobusu czy też sąsiadujesz z rodziną wielodzietną.
Widzisz tylko kawałek historii, tylko skrawki opowieści.
Jakiekolwiek działanie zechcesz podjąć, nigdy nie oceniaj rodzica.
Nic nie wiesz, Jonie Snow.
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wpierający i chcesz mnie wesprzeć w pisaniu kolejnych:
Foto: Unsplash
Bardzo prawdziwe i doskonale w punkt.
Bardzo dziękuję za ten tekst. Jestem świeżo po pobycie z dziećmi w kilku różnych miejscach: u moich rodziców, u teściowej i w pociągu. Widziałam, że w tych trzech miejscach zupełnie inaczej zachowywałam się względem swoich dzieci. Byłam niejednorodną matką. Powodem ku temu były moje wyobrażone oczekiwania o zachowaniu dzieci w pociągu (nikt nie zwrócił nam uwagi, a jednak nałożyłam na to filtr korygujący zachowanie moich dzieci), u jednych rodziców zbyt szybko reagowałam na konflikty moich dzieci (ponieważ moi rodzice równie szybko reagują na tego typu sytuacje, nie pozwalają im wybrzmieć i choć mi się to nie podoba, nie zgadzam się,… Czytaj więcej »
Ostatnio na Facebooku mojej przyjaciółki znalazłam taki obrazek-mam nadzieję, że będzie widać (na górnej części obrazka są czynności które mama robi z dziećmi i podpis „ what i did” a na dole mama wpatrzona w smartphona i podpis „what you saw”).
Dopóki nie miałam dzieci i na początku macierzyństwa oczytana „bliskościowymi” książkami byłam jedną wielką chodzącą oceną. A potem, gdy moje dzieci podrosły okazało się, że nic nie jest takie proste i łatwe. Teraz już nie oceniam, a od niedawna przestałam się (przynajmniej w niektórych sytuacjach) przejmować oceną innych. I jakoś takie łatwiejsze spotkania i wyjazdy się stały, bo jestem ja i dziecko, a nie cała ferajna wokół nas. Dzięki za ten tekst:)
W punkt!
Było mi to potrzebne..❤️
ciągłe bujanie się pomiędzy poczuciem odrzucenia, porównywaniem się, a potrzebą naprawienia wszystkich tych „nic nie robiących rodziców”…ech..to takie męczące.
a przecież tylko podarowana miłość daje przykład i odmienia („rozpuszcza lód w sercu” za Elsą 😉 )
Ale to ze mną rezonuje: „Kiedy byłam młodą matką i zaczynałam też wspierać innych rodziców, bardzo się martwiłam, że będę niespójna. Czyli: krzewiąca zacne idee, którym czasem nie umiem sprostać.” Też tak miałam i mam – szczególnie przy bliskiej rodzinie: czuję się oceniana, jak te „nowoczesne” metody zadziałają. Ale coraz bardziej rozumiem i uczę się, że im mniej ja będę oceniać innych, tym mniej będę się przejmować, że ktoś ocenia mnie. I służy mi to podejście ogromnie. Masz rację: You know nothing, John Snow 😉 A kiedyś też bliska mi osoba będąca za bardzo rygorystycznym wychowaniem, w większości sprzeciwiająca się… Czytaj więcej »
Nie można wyciągnąć z tego absolutnie żadnych wniosków. ŻADNYCH. O tym, jakim jest rodzicem. O tym, jaką ma z dziećmi relację. O tym, co się dzieje u nich w domu, poza domem i gdziekolwiek indziej. – W punkt. Bardzo trafne słowa. Z taką łatwością jest nam oceniać zachowanie innych osób pisałam o tym również u siebie na blogu https://odrudej.pl/dlaczego-ona-tak-krzyczy-wredna-matka/ Odkąd sama zostałam rodzicem – przestałam oceniać zachowanie innych matek. Może późno, ale dopiero będąc rodzicem wiele zrozumiałam. Nikt tego nie wie, jak bardzo staramy się dbać o relacje z dzieckiem, T nikt nie widzi naszych zachowań w domu, nikt nie… Czytaj więcej »