Chodź, dziecko, nauczę cię robić naleśniki – zaproponowałam pewnego leniwego poranka jednej ze swych pociech.
Pociecha naleśniki robiła nieraz, jednak wtedy chodziło mi bardziej o praktyczną naukę matematyki – odmierzanie, ustalanie proporcji, zamienianie wagi na objętość szklanki.
Robiłam naleśniki tyle razy, że mogłabym je ukręcić w środku nocy z zamkniętymi oczami. Starałam się jednak trzymać na uboczu z tym swoim doświadczeniem i dać przestrzeń dziecku. Niech się uczy.
W chwili, gdy w misce wylądował litr mleka i szklanka mąki, chciałam naprostować “Dosyp więcej mąki, jest za mało”.
Opanowałam się. A niech się uczy. Jak na własnej skórze doświadczy chlapiącego wokół podczas miksowania mleka, to zapamięta proporcje lepiej, niż gdybym sto razy tłumaczyła.
Tak powstały najlepsze naleśniki, jakie kiedykolwiek jadłam. Ubijane przez dłuższą chwilę mleko (trochę czasu zajęło odkrycie zbyt rzadkiej konsystencji i zaradzenie temu) pięknie się spieniło, sprawiając, że ciasto nabrało lekkości i puszystości.
Chyba już nie wrócę do starej metody 🙂
Przypominam sobie, że część odkryć i wynalazków powstała przez tzw. przypadek. Ktoś położył winogrona w mocno nasłonecznionym i rozgrzanym miejscu, a potem o nich zapomniał – dzięki temu ja dziś mogę zajadać się rodzynkami. W starożytnym Egipcie niewolnica zapomniała o pozostawionej (znów “na słońcu”) papce zbożowej, z której miała piec placki – dzięki temu dziś pieczemy na zakwasie.
Nie wiem, na ile prawdziwe są te historie, ale współgrają mi mocno z naszymi naleśnikami. Ktoś nie wiedział, zapomniał, nie umiał.
Mój tata opowiadał mi ze śmiechem, że uczeni ludzie wyliczyli, jakoby trzmiele nie powinny latać – są za ciężkie w stosunku do swoich skrzydeł. Trzmiele jednak o tym nie wiedzą i latają.
Z pozycji naszego dorosłego doświadczenia zabijamy mnóstwo takich lotów. Uprzedzamy, tłumaczymy, pokazujemy, jak coś działa. I najczęściej mamy naprawdę dobre intencje.
– Nie buduj w ten sposób, bo się zawali. Pokażę ci, jak trzeba układać klocki.
– Tak się nie nalewa, zobacz, musisz to zrobić tak, jak ja.
– Posłodziłeś ziemniaki? Przecież ziemniaki się soli!
Czy to źle? No, nie do końca, ale z samego faktu, że coś nie jest złe, nie wyprowadzimy wniosku, że jest dobre.
W przypadku naszych naleśników dobre okazało się trzymanie z dala. Oprócz rozchlapanego mleka nie zaistniało żadne zagrożenie dla otoczenia, interwencja była zbędna.
I mimo całego swojego życiowego doświadczenia, zwłaszcza w kwestii naleśników, to ja byłam w tej sytuacji osobą, która nauczyła się najwięcej.
Foto: Unsplash
Kuchenne odkrycia wydają się z pozoru mało wnoszące dla cywilizacji, ale po zastanowieniu, nawet istnienie zakwasu zrobiło kolosalną różnicę w naszym życiu.