Jeśli Twoje dziecko krzyczy, płacze, wścieka się, kłóci z rodzeństwem, przechodzi trudne etapy (słynny “bunt dwulatka”!) – reklamacji nie uwzględnia się.
Uważność, empatia i pogłębianie wzajemnych relacji to nie jest sposób na to, by dziecko chodziło jak w zegarku. Są na to inne sposoby, o czym pisał Gonzalez w książce “Mocno mnie przytul”. Bardziej restrykcyjne i autorytarne; czy skuteczne – nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Wiem natomiast, że – bez względu na metody wychowawcze – dzieci na całym świecie rozwijają się w podobny sposób. Nie potrafią radzić sobie z emocjami, więc radzą sobie tak, jak potrafią. Jeśli rzucają się podłogę, długo i głośno płaczą nie dostając tego, czego chcą – to nie dlatego, że daliśmy im sobie wejść na głowę, tylko dlatego, że taka jest dynamika rozwoju. Znam rodziny, które pielęgnują podejście empatyczne i takie, które są bardziej skupione na egzekwowaniu posłuszeństwa i odpowiednich zachowań – z obserwacji różnych sytuacji wysuwa się wniosek, że dzieci we wszystkich tych rodzinach zachowują się podobnie (przynajmniej wyjściowo).
To nie rodzicielstwo bliskości jest przyczyną trudnych zachowań, tylko życie.
Jeśli pielęgnujemy relację z dzieckiem, to efektem będzie wypielęgnowana relacja, a nie grzeczne dziecko. Po prostu.
Nie jest też tak, że na niektóre dzieci podejście bliskościowe “nie działa”. Bliskość jest potrzebna wszystkim, empatii i zrozumienia, wspierania i szacunku pragną wszyscy – duzi i mali, spokojni i żywiołowi, wymagający i łatwo dopasowujący się do zastanych warunków. Wszyscy. Rodzicielstwo bliskości daje narzędzia, aby zaspokoić te bazowe potrzeby – i owszem, w efekcie dzieci mogą poczuć się lepiej, ale to nie znaczy, że ich życie będzie pasmem nieustającej szczęśliwości.
To jest ten moment, w którym uaktywnia się pytanie: o co mi chodzi? Do czego dążę, ja – rodzic? Co jest dla mnie ważne?
Bardzo dobrze rozumiem tę naglącą potrzebę pokazania światu efektów naszych rozmów z dziećmi i pochylania się nad ich problemami. Stosowania rozwiązań bezprzemocowych, opartych na zaufaniu i szacunku.
Chciałoby się, żeby tak choć raz objawiły się wszystkim wygrażającym nam nad głowami, że hodujemy sobie żmije na własnym łonie, że Ballada o Januszku i co tam jeszcze. Znam to doskonale.
A jednocześnie wiem, że droga, którą wybrałam, nie zmierza w tę stronę. Nie obiera sobie za cel pokazywanie komukolwiek czegokolwiek. To droga wewnętrzna, między mną a dzieckiem, nie między mną a otoczeniem. Dlatego tak ważne jest, abym wiedziała, dlaczego wybrałam to podejście i co ono mi daje.
Dlatego nie chcę zabraniać wyjść na podwórko dziecku, któremu zdarza się spóźniać z powrotem, nawet często. Owszem, być może wtedy szybciej przestałoby się spóźniać – ze strachu przed karą, moim celem nie jest jednak uzyskanie szybkiego efektu, tylko zrozumienie, dlaczego pojawia się ta trudność, i jak możemy ją przezwyciężyć, grając wciąż w jednej drużynie.
Tak, to prawda – świat nie będzie wobec moich dzieci rodzicem bliskości. Czasem będzie je karcił, może wychłoszcze, odrzuci.
Dlatego naprawdę nie ma potrzeby, abym i ja to robiła. Nasza więź jest wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, żaden człowiek nigdy nie pokocha ich w taki sposób, jaki jest moim udziałem.
Decydując się na bliskościowe podejście nie szukam efektów, tylko okazji do zbudowania wyjątkowej, silnej relacji, uodparniającej na wszystkie chłosty świata.
I głównie o to chodzi.
* te słowa jako pierwsza napisała Marta z Pasikoni
Gosiu dziękuję za ten artykuł jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu że w dobrym kierunku idę dziękuję
Artykuł pojawił się w idealnym momencie , idealnym dla mnie i moich najbliższych, którzy rozumieją mój wybór ale bywa że wątpią. Podobnie zresztą jak ja 🙁 córka w ostatnich dniach daje nam popalić tak bardzo że niedalej jak wczoraj stwierdziłam, że chyba popełniłam błąd. Że decydując się na tzw „tradycyjne metody wychowawcze” byłoby nam wszystkim łatwiej.
Dziękuję Małgosiu za wsparcie, które otrzymuję za każdym razem gdy zaglądam na Twojego bloga.
„Jeśli rzucają się podłogę, długo i głośno płaczą nie dostając tego, czego chcą – to nie dlatego, że daliśmy im sobie wejść na głowę, tylko dlatego, że taka jest dynamika rozwoju.” – nie zgadzam się. Owszem, jestem za bliskością, przytulaniem, jestem przeciwna karom cielesnym ale jakakolwiek dyscyplina musi być, no kurka. Konsekwencją można wiele zdziałać. Moim zdaniem jedno z drugim się nie kłóci – tzn. bliskość i jakieś zasady, żeby dziecko wiedziało, co jest ok, a co nie.
http://edukacja.fdn.pl/6d04935b-cc2d-4868-8690-a4850064a62a/Extras/apel-twojego-dziecka-plakat.pdf
Gwałtowna reakcja emocjonalna dzieci nie wynika z braku dyscypliny, tylko z niedojrzałości układu nerwowego. Rodzice decydują, jak się zachowają w trudnych sytuacjach, ja chciałabym, aby nie straszono tych rodziców, którzy przed dyscypliną stawiają w takich momentach wsparcie dziecka w regulacji emocjonalnej.
Ależ tak, to oczywiste 🙂 Ja tylko nie rozumiem rodziców, którzy przy tym wszystkim nie tłumaczą dziecku nic, tylko zostawiają wszystko, bo „tak musi być”. I potem kilkulatki wrzaskiem itp. wymuszają np. kupienie zabawki.
Mój synek dwa razy rzucił się na podłogę. I przestał, bo, po pierwsze, zachowanie nie odniosło pożądanego skutku, a ja dałam mu chwilę, a potem wytłumaczyłam, że nie powinien tak robić.
Pozwalamy mu na wyładowanie emocji [np. rzucaniem zabawkami, byle nie w nas ;)] a po chwili przytulamy [często sam przychodzi się przytulić] i rozmawiamy.
Zgadzam się z Elkazołzar – najpierw młody niech odreaguje (czasem musimy się lekko odsunąć, żeby nie dostać klockiem w głowę, albo idzie do swojego pokoju rozładować się :)) , tłumaczę, że te zachowania są ok – w sensie ma prawo się tak czuć, ma prawo nie wiedzieć co jest grane. Po chwili przytulamy, rozmawiamy, tłumaczymy. Młody ma 3 lata, ale coraz częściej sam przychodzi się przytulić w takich sytuacjach, porozmawiać, a nawet przeprosić, choć ja się tego nigdy nie domagałam w sposób nachalny – jeśli on uważa, że ma za co przeprosić, to dla mnie sukces -> pamiętam z dzieciństwa… Czytaj więcej »
Zgadzam się z Pani zdaniem. Są pewne granice, których nawet niedojrzałe, małe, nie radzące sobie dziecko nie powinno przekraczać. To właśnie my, rodzice, powinnyśmy uczyć nasze dzieci jak poruszać się po dzisiejszym świecie. I cieszę się, że ostatnio moja najstarsza córka (16lat) powiedziała do mnie, że kocha mnie bardzo i że jestem dla niej najważniejszym autorytetem. Liczy się z moim zdaniem, bo oprócz bliskości i miłości, jasno wytyczałam granice i uczyłam co wolno a czego nie.
Nie ma dnia, żebym nie pragnął ściągnąć pasa, rzucić RB i wychowanie bez nagród i kar w kąt i zlać córkę na gołe dupsko. Ale bardzo szybko nachodzi mnie wspomnienie własnego dzieciństwa i tego, że dzisiaj moi rodzice to dla mnie obcy ludzie. Do mamy mogę wpaść co najwyżej posłuchać, że masło jest zmarznięte i trzeba skrobać. Dlatego RB to był dla mnie i żony jedyny logiczny wybór. A że jest ciężko…przyszła relacja wszystko odda z nawiązką.
W moim podejściu chodzi też o to, żeby oszczędzić dziecku i sobie niepotrzebnych koszmarów, które często towarzyszą wychowaniu: obrażania się wzajemnie, wymuszania, tworzenia emocjonalnych nacisków i prób sterowania dzieckiem za pomocą bodźców negatywnych. Nic mi nie daje tyle radości, co dziecko, które zastanawia się jak ja się z czymś czuję, a potem samo wybiera taką drogę, żeby mi nie dopiec. Pytam swoje dzieci o ich samopoczucie i tłumaczę im zarówno ich, jak i swoje emocje, a one to łapią! Wielka frajda!
Tak, RB to dobry kierunek i dobra droga… trochę kręta i wyboista, ale dobra. Dzięki !!!
Bardzo dziękuję za ten artykuł. Ja też staram się wychowywać dzieci w duchu RB. Bywa to trudne. Czasem nie starcza energii i cierpliwości, żeby za każdym razem, przy każdym problemie znaleźć w sobie siły i chęci do spokojnego i wyrozumiałego wsłuchania się w potrzeby dzieci. Czasem chciałoby się po prostu krzyknąć, zagrozić karą itp. Pojawiają się wątpliwości, czy to dobra droga. Inne dzieci wydają się jakieś grzeczniejsze. W takich chwilach dobrze przeczytać takie słowa wsparcia i jeszcze raz uświadomić sobie, dlaczego na tę właśnie drogę się zdecydowałam. Dziękuję!!!
Utknęłam z budowaniem komunikatów do mojego Dwulatka. Chciałabym Cię prosić o pomoc. Synek krzyczy na mnie lub męża, kiedy np. nie rozumiem, czego chce. Zaczynam od „Zdenerwowałeś się, bo nie rozumiem, czego chcesz?” I tutaj zastanawiam się, czy powiedzieć o sobie, że nie chcę żeby na mnie krzyczał (bo czasami bardzo trudno mi już znieść krzyk), że tego nie lubię, że mnie to denerwuje? Czy to jeszcze za dużo dla dwulatka?
Ja mam doświadczenie, że te informacje przerastają możliwości dziecka w tym wieku. Ono krzyczy nie dlatego, że jest niegrzeczne, tylko dlatego, że w tym momencie życia jeszcze nie potrafi się poskromić w obliczu silnych emocji. Jeśli mówienie o tym, jak krzyk działa na otoczenie, ma na celu skłonic dziecko do spokojniejszej ekspresji, to może okazać się po prostu nieskuteczne.
Dziękuję za kolejny bardzo ciekawy artykuł. Staram się patrzeć na synka (niecałe 2,5 roku) właśnie w ten sposób, jako małego człowieka, który jeszcze nie potrafi sobie radzić z emocjami, ale do wszystkiego stopniowo dojdzie. Jakoś nigdy nie wierzyłam w słynny bunt dwulatka, ale ostatnio wszedł w jakaś trudną fazę. Wszystko powinno być tak jak wymyślił i nie ma problemu, możemy siedzieć przy stole tam gdzie nam pokaże, czy nie przestawiać jego zabawek. Ale są sytuacje gdy trzeba wyjść z domu, zostawić go w żłobku (do tej pory kochał to miejsce, biegł do dzieci i nawet się nie oglądał), czy wrócić… Czytaj więcej »
Robi tak, bo jest Pani osobą, przy której czuje się bezpiecznie – zatem zachowuje się w Pani towarzystwie w taki sposób nie dlatego, że jest rozpuszczony, tylko z zaufania, że Pani jako kochająca mama pomoże mu przejść przez ten trudny dla niego etap, wspierając z całych sił. On sam sie bardzo męczy z ta sytuacją i potrzebuje opieki, pomocy w regulowaniu emocji, zrozumienia, duzo cierpliwości i wyrozumiałości oraz zgody na jego niezadowolenie, gdy coś idzie nie po jego myśli. Nie chodzi o to, by pełnić jego wolę nieustannie, tylko żeby akceptować rozczarowanie, które płynie z braku mozliwości spełnienia swoich pragnień.… Czytaj więcej »
Artykuł bardzo ciekawy . Rb jest dla mnie czyms bardzo instynktownym chociaż nie zawsze jest łatwo największą zmora dla mnie jest usypianie mojej córki 2 lata przed snem zawsze walczy z nim zasypia tylko w wózku kiedyś kładla się obok mnie i zasypiala .noc przesypia w łóżeczku niekiedy chce w wózku i zastanawia mnie co może być przyczyna zasypianie w wózku
I znów musiałam wrócić to tego artykułu, by sobie przypomnieć że moje rodzicielstwo bliskości działa! Jestem dobrą matką, tylko czasami nie wytrzymuję kolejnych kłótni, krzyków, pretensji, żali. Od taki słabszy dzień! Potrzeba mi wiary i wytrwałości! Poza tym nikt nie powiedział, że będzie łatwo i przyjemnie… a ja tak lubię jak jest miło i przyjemnie 🙂 Dlatego życzę DOBREGO (nie miłego) dnia ! 🙂