Usłysz mnie!

Mój ostatni poród miał być fizjologiczny; lekarz prowadzący ciążę nie tylko taką możliwość dopuszczał, wręcz do niej zachęcał. Niestety, ze względu na obciążony wywiad położniczy, jak beznamiętnie medycyna określa trudne doświadczenia przyszłych rodziców, lekarze w szpitalu nie podskoczyli z radości na taki pomysł.

 

Chcąc zrozumieć tę znaczącą rozbieżność opinii, poprosiliśmy (ja i mąż) panią doktor w szpitalu o rozmowę. Pani doktor była elegancką, zadbaną kobietą w średnim wieku; powitała nas chłodno i nie kryła swojego zniecierpliwienia i irytacji wzrastającej z każdym naszym pytaniem. Odpowiadała szorstko i udzielała szczątkowych informacji, skupiając się głównie na odmalowywaniu w naszej wyobraźni najgorszych scen z sali porodowej. W którymś momencie przerwała nam i zadała pytanie, którego nie zapomnę do końca życia.

“Dlaczego chcą państwo narażać życie swojego dziecka?”

 

Wow. Nawet przez chwilkę o tym nie pomyślałam. Nie jestem kamikadze, bez większej refleksji narażającym otoczenie na zagładę dla realizacji swoich chorych ambicji. Chciałam tylko dowiedzieć się, dlaczego szpital ma inne zdanie niż mój lekarz.

 

Wobec takiego obrotu sprawy skapitulowałam. Podpisując zgodę na operację nie miałam jednak poczucia, że to moja decyzja, podjęta po przeanalizowaniu wszystkich “za” i “przeciw”. Dlatego, kiedy leżałam już na stole, a pani doktor zapytała niewinnie “Pani wie oczywiście, że może się pani nie zgodzić, pani decyduje”, nie kopnęłam jej tylko dlatego, że moje nogi nie podlegały chwilowo mojej woli.

 

To nie jest opowieść o nieludzkim szpitalu. Przyszły w nim na świat wszystkie nasze dzieci i doświadczyliśmy różnego podejścia, mniej lub bardziej wspierającego – nie zamierzam na tej podstawie uogólniać i wyciągać wniosków na temat służby zdrowia w Polsce, bezdusznych lekarzy czy chorego systemu. To nawet nie jest rozprawka o wyższości jednej formy porodu nad inną.
To opowieść o tym, jak niewiele potrzeba drugiemu człowiekowi – i jak trudno mu to czasem otrzymać.

 

Taka trochę terapeutyczna – bo żal po tamtych wydarzeniach miałam w sobie długo. W zasadzie uporałam się z nim niedawno, za sprawą pewnej rozmowy, dzięki której zrozumiałam, co było dla mnie sednem.

 

Nie to, żeby urodzić według swojej wizji.
Nie to, żeby przeprowadzić swoją wolę.
Tylko to, żeby być wysłuchaną i potraktowaną poważnie, nawet jeśli zdanie lekarza miało wciąż pozostać na nie wobec porodu drogami natury.
Chciałam być usłyszana i zrozumiana, nawet jeśli nie mogło stać się zadość moim pragnieniom. Chciałam, żeby mój pomysł nie został sprowadzony do fanaberii – raczej zyskał status należnej mu ważności.

 

To doświadczenie działa na mnie otrzeźwiająco za każdym razem, gdy dzieci przychodzą ze swoimi – w mojej ocenie nierealnymi, niewygodnymi lub zbyt niebezpiecznymi – pomysłami. Nie będą otwarte na moje tłumaczenia, dopóki nie zostaną wysłuchane, tak na serio i do końca. Nawet najbardziej wyszukane argumenty trafią w próżnię, jeśli to ja nie będę otwarta na ich pragnienia.

 

Potrzeby nie muszą być zawsze natychmiast zaspokajane, ale chcą być usłyszane.
Wysłuchanie rodzi zaufanie.

Podziel się tym artykułem: 

Share on facebook
Share on email
Subscribe
Powiadom o
guest

11 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Lidia
Lidia
9 lat temu

Bardzo dziękuję za ten wpis – mam doświadczenie z moim lekarzem rodzinnym, po którym odkryłam w sobie podobne, niezaspokojone potrzeby – wysłuchania, bycia wziętą pod uwagę, niezależnie od podjętej decyzji nt. leczenia.

karolina
karolina
9 lat temu

jak reagować na takie dziecięce prośby/potrzeby/zachcianki wzięte z kosmosu? zgadzam się, że super wymyśle argumenty nie trafiaja do dziecka, więc wystarczy wysłuchać i wyrazić zrozumienie? ale jednak odmówić.

karolina
karolina
9 lat temu

Rozumiem, ale są takie sprawy, w których nie ma przebacz, mówię 'nie’ i zdania nie zmieniam. najłatwiej wyjaśnić to na przykładzie, że nie jemy słodyczy przed obiadem. jeśli mimo to dziecko nalega na cukierka, ja z góry wiem, że odmówię. mogę wysłuchać, autentycznie zrozumieć tę zachciankę, pokazać czy powiedzieć dziecku, że rozumiem jego złość związaną z moją odmową, ale jednak nie zmieniam zdania. nie ma tu więc miejsca na otwartość do 'ustąpienia’ dziecku pod wpływem naszej dyskusji.

m.
m.
9 lat temu

A ja jak zwykle: dziękuję, że o tym przypominasz. Jak zwykle dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebuję 🙂

Ronja
Ronja
9 lat temu

Dziękuję za tekst.
Dla mnie ostatnio wielkim odkryciem stało się drobne wydarzenie. Kiedy wysłuchałam do końca pomysłu mojego synka, to okazało się, że był to realistyczny pomysł i zgodziłam się na niego. Choć na początku nie miałam takiego zamiaru!

Pewna Pani
9 lat temu

Dzięki za wpis. Bardzo cenny…

Ika
Ika
9 lat temu

Będę Cię cytować… 🙂

Buba
9 lat temu

Halo, czy ktoś tu jeszcze mieszka?

stopkalog_bw

© 2013-2025 Małgorzata Musiał.
Wszystkie Prawa Zastrzeżone

11
0
Skomentuj!x