Dobra mama. Taka, co to swój czas i zaangażowanie dzieciom daje. Wozi, gdzie proszą, ułatwia im bycie z przyjaciółmi, pokornie czekając pod sklepami, lodziarniami, kinami etc. Książka pomaga w czekaniu, ale to i tak jest pewien wysiłek dla matki, która mogłaby w tym czasie czytać na wygodnej sofie, popijając kawkę. A tymczasem czyta wyrywkowo w centrach handlowych, w aucie na chwilowych postojach, w różnych skupiskach ludzkich.
Czego się nie robi dla dzieci.
Obmyśla więc logistykę, jak to zrobić, żeby kiedy jedno dziecko gości u siebie przyjaciół, mogło czas ten spędzać bez towarzystwa rodzeństwa. Wywozi rodzeństwo do przyjaciół na drugim końcu miasta. Przeznacza pół dnia i wpina własne obowiązki w harmonogram wycieczki, żeby tylko cały plan się powiódł.
Mama dumna z siebie, że tak dba o równowagę, żeby zatroszczyć się o siebie, ale i dzieciom dać dowód zaangażowania, oddawania swojego czasu, miłości po prostu.
I co usłyszy?
– Możemy już jechać?
– Za pół godziny. Piję jeszcze kawę.
– Co???? Mamy czekać i się nudzić, bo ty pijesz durną kawę???
Ożesz. Wyhodowałam żmiję na własnym łonie. Roszczeniowe, bezczelne i aroganckie jednostki, które za nic mają moje wysiłki i zaangażowanie, są zainteresowane wyłącznie sobą, a kiedy dorosną, będą zatwardziałymi egocentrykami niezdolnymi do obdarowywania i wdzięczności.
Taka myśl eksploduje w mojej głowie i przed wykrzyczeniem jej dziecku w twarz chroni mnie tylko to, że równolegle i z taką samą siła pojawia się druga.
To nie jest o mnie, to jest o dziecku.
To nie fakty mnie nakręcają, rozgrzewają do białości – tylko moje ich interpretacje.
Nie to, co ktoś mówi lub robi, albo czego nie mówi lub nie robi – tylko to, jak ja to odczytuję w kontekście siebie samej.
Bo ja w tych słowach słyszę brak wdzięczności. I roszczeniowość. I to, że ma być natychmiast, tuiteraz, bez brania mnie pod uwagę.
Że jestem kiepską mamą jednak, bo nie umiałam wychować dzieci tak, żeby były wrażliwe na innych i ich potrzeby. Czytam to w tej jednej sytuacji, wyciągam wnioski i uogólnienia i mam graniczące z pewnością przeczucie, że tak właśnie jest!
I ten jeden głęboki, świadomy, przywracający równowagę wdech pomaga mi spojrzeć inaczej. Zobaczyć, że TERAZ jest taka sytuacja, ale ona nie zdarza się nagminnie. Że TERAZ moje dziecko w ten nieudolny sposób chce mi coś powiedzieć, przekazać coś, co ważne dla niego.
Że gdyby nie było tak zestresowane niespodzianką, jaką przygotowało swoim przyjaciołom, nie byłoby tak niespokojne i pobudzone. Powiedziałoby wtedy coś bliższego słowom:
– Bardzo chcę już jechać, nie mogę się doczekać tego, co zaplanowane. Czy możemy wyruszyć już teraz?
Ale nie powie, bo jest tak spięte, że nie ma dostępu do tej swojej części mózgu, która potrafi tak ładnie ubierać myśli w słowa.
Wiem, że mam dwie drogi, pewnie i więcej, ale dwie w pierwszej kolejności.
Klasyczną:
– Ja teraz piję kawę, jak ci się to nie podoba, to możemy nie pojechać w ogóle. Może by tak trochę wdzięczności? Świat nie kręci się wokół ciebie, zrozum to wreszcie!
I wspierającą:
– Mówisz takim podenerowanym głosem, bo chcesz już jechać, trudno ci czekać na to, co ma się wydarzyć? Ja potrzebuję jeszcze pół godziny, bo wasze plany są połączone z moimi. Jeśli wyjadę wcześniej, nie uda się tego zrobić tak, jak jest w planach.
Wiem, którą chcę wybrać. Choć nie zawsze potrafię. Czasem ta pierwsza myśl, ta o aroganckim egocentryku, jest tak silna, że boję się choćby otwierać usta (ja też nie zawsze mam dostęp do tej części mózgu ubierającej ładnie myśli). Czasem więc nie otwieram, a gdy dziecko naciska, wyduszam jedynie:
– Jedziemy za pół godziny, nie chcę teraz o tym rozmawiać.
Staram się jednak wybierać drogę wspierającą, bo chcę ją pokazywać dzieciom. Chcę, by miały wzorzec, do którego będą mogły sięgać, gdy już nabiorą pełnej wprawy w radzeniu sobie z trudnymi sytuacji. Analogicznie, nie chcę, by nasiąkały wzorcem “kiedy nie dostaję tego, czego chcę, tupię, krzyczę i kąsam”. Chcę im pokazywać, jak mogą się komunikować, zamiast besztać je za to, że robią to źle.
Żeby to umieć, potrzebuję pamiętać, że wszystko, co mówią moje dzieci, mówią o sobie, nie o mnie. Nawet jeśli słowami mówią coś ze mną związanego.
W końcu świat nie kręci się wokół mnie.
dziękuje za te słowa… jakie to moje…. choć walczę to wciąż wybieram pierwszą drogę… 🙁
Ja niestety wczoraj nie wytrzymałam…, wiec dziś pisze pani dla mnie :-(. Moje dziecko, gdy tylko wchodzi do domu i zaczyna być w bezpiecznym dla siebie miejscu, zaczyna również taniec naruszeń, narzekań, roszczeń, żądań, a jego ego rośnie do granicy, z którą ja nie umiem sobie poradzić. Dziś mam kaca moralnego, uważam się za najgorsza matkę na świecie, a moje dziecko w sumie po wczorajszej awanturze już nie pamięta, jak jemu samemu było przykro.
Problemem nie jest jak sytuacja zdarza się raz na ruski rok. Moja młodsza córka jednak charakter ma po mnie. Władzy, narzucający ogólnie trudny 😉 . Jednak zdarzają się sytuacje, w których mam wątpliwości , później przychodzi refleksja, że jednak zdarza się to nie często. I później przy luźnej rozmowie tłumacze o szacunku, o tym, że można mieć swoje zdanie, oczekiwania ale warto wiedzieć jakim tonem mówić a jakim nie. Jednak mam koleżankę, która przegina bo naprawdę robi wszystko co dzieci chcą, podkula ogon i spełnia wszelkie zachcianki, nie raguje na chamskie odzywki i wręcz zrobiła z siebie cierpiętnicę. Płacze mi… Czytaj więcej »
Dziękuję <3
Łatwo dorobić sobie interpretację usłyszanych słów, a przecież „świat nie kręci się wokół mnie”…
Takie dziecko nie miało moim zdaniem okazji pracować ciężko fizycznie, pomagać innym w domu starszych albo hospicjum. Dokarmiać zwierzęta i popracować przy nich przez kila godzin w ciągu dnia. Ewentualnie udzielać w ramach wolontariatu/pomocy darmowych korepetycji młodszym. Takie zajęcia uczą empatii i pokazują że każde zadanie wymaga czasu.
Warto zmienić nieco podejście do życia zanim z małego potworka wyrośnie wielkie monstrum…
Rozumiem, że kryje się tu obawa, czy czasem nie przegapiam ważnego elementu rozwoju dziecka. Tekst, który napisałam, dotyczy jakiegoś wycinka, jednej trudnej sytuacji, w której fizjologiczne mechanizmy biorą górę i struktury mózgowe odpowiedzialne za empatię zostają chwilowo wyłączone na rzecz odruchowych i gwałtownych reakcji.
Kiedy mózg ponownie się integruje i pracuje wszystkimi obszarami, empatia jest widoczna jak na dłoni 🙂 Dlatego tak ważne wydaje mi się patrzenie na całokształt, nie wyciąganie wniosków z pojedynczych sytuacji.
ładnie ubrałaś to w słowa, „weszło we mnie jak w masło”, stale pracuje nad sobą i nad relacjami z moim nerwuskiem, są juz efekty 🙂 dziekuje
Wychowywanie dzieci to nie lada wyzwanie. Każda kobieta chce być świetną matką, poświęca się dla dobra dzieci. Znam rodzinę, w której szybko zabrakło ojca i matka tak bardzo chciała zadbać o swoje dzieci, że robiła wszystko za nie. Teraz, mimo tego, że obojgu bardzo zależy na mamie, nie potrafią jej pomóc, bo po prostu nie są nauczeni, że przed świętami trzeba umyć okna, a zakupy bywają bardzo ciężkie. W pewnym momencie za bardzo ich wyręczała i chcąc im umilić życie, sprawiła, że niełatwo jest im teraz wkroczyć w dorosłość