Dorosła osoba z milczeniem pełnym gniewu odmawia sobie tego, co w danej chwili dla niej ważne, ostentacyjnie pokazując otoczeniu, że to jego wina. „Nie, nie, oczywiście, nie potrzebuję, wcale się nie liczę, zajmijcie się sobą, przecież o mnie nikt nigdy nie pomyśli – przywykłam”.
Obrażanie się. Strzelanie focha. Ciche dni. Naburmuszenie. Pretensje. Bo on się nie domyślił, bo ona nie odczytała pragnień. Bo ktoś się mną nie zaopiekował tak, jak oczekiwałam. Niech teraz widzi, jak cierpię.
W zderzeniu z taką sytuacją jestem pełna podziwu dla dziecięcej odpowiedzialności osobistej. Bo moje dzieci nie siedzą w poświęcającym się milczeniu, gdy czegoś chcą. One dają temu wyraz głośno, stanowczo i niemal natychmiast.
Nie znam noworodka, który obrażałby się, że rodzice nie domyślili się jego głodu. Znam tylko takie, które – głodne – niepokoją się, krzyczą, płaczą, dobitnie komunikując swoją potrzebę.
Nie znam niemowlęcia, które pragnąc bliskości, początkowo nie sygnalizowałoby tego pragnienia otoczeniu. Owszem, w drastycznych sytuacjach, gdy na ten płacz nikt długo nie odpowiada, przestaje płakać. Ale nawet wtedy nie towarzyszy mu intencja – niech świat zobaczy, jak cierpię w samotności, niech się przekona i rzuci na ratunek. To już jest zniechęcenie i brak wiary w to, że ktoś na ratunek się rzuci. Wyjściowo natomiast bierze odpowiedzialność za siebie, komunikując w sobie właściwy sposób to, co dla niego ważne.
I kiedy słyszę, że płaczące niemowlę manipuluje, zastanawiam się, gdzie i kiedy doszło do tego ogromnego nieporozumienia. Jak powstaje sytuacja, w której ktoś, kto jasno daje znać o tym, czego potrzebuje – jest manipulantem, natomiast ten, kto nie potrafi wyrażać się wprost i sięga po przeróżne formy wywierania nacisku – jest odbierany zupełnie inaczej.
I jak to się dzieje, że z wiekiem ta dziecięca odpowiedzialność często się kurczy, zamiast wzrastać? Pytanie trochę retoryczne, bo przecież wiem – nie jest wspierana. Niemile się ją przyjmuje, bo bywa niewygodna na krótką metę. Bo jakoś trzeba na nią odpowiedzieć, a wolałoby się może akurat nie odpowiadać.
Im częściej obcuję z ludźmi o rozwiniętym poczuciu osobistej odpowiedzialności, tym bardziej lubię takie relacje. Jasne, przejrzyste, bez niedomówień. Jeśli czegoś chcą, mówią o tym wprost. Gdy czegoś nie chcą, dają temu wyraz. Odpoczywam, gdy nie muszę zaglądać im w oczy rozszyfrowując zawartą w nich tajemnicę. Co on ma na myśli, gdy mówi „Nie, spoko, może być”? Spoko, czy właśnie nie spoko? Chcesz, czy nie chcesz, ale nie umiesz mi tego powiedzieć?
I, oczywiście, uczę się od dzieci mnóstwa rzeczy. Dzięki nim mogę nadrobić mnóstwo takich spraw, dla rozwijania których wcześniej jakoś nie było okazji. Natomiast odpowiedzialność osobista stoi zdecydowanie na samym czele tej listy.
Jest tylko jedna osoba na tym świecie, która siedzi w mojej głowie i potrafi odczytywać moje pragnienia, dążenia, potrzeby, granice. Tylko jedna, która potrafi to wszystko jako tako ponazywać i pokazać światu.
Ja sama.
Święte słowa – tylko JA znam swoje potrzeby, więc póki ich nie wyrażę otwarcie, nikt się o nich nie dowie. Odkąd mam córkę uczę się od niej dokładnie tego samego – wyrażania siebie. U dziecka „nie” zawsze znaczy „nie”. A na stwierdzenie, że niemowlę „manipuluje”, nóż mi się sam w kieszeni otwiera (wiem, wiem, mało w tym NVC, ale to „tylko” emocje). Dzieci są naszymi najlepszymi nauczycielami życia! Pozdrawiam i do „poznania” (mam nadzieję) w najbliższy weekend na Konferencji Bliskości 🙂
Koniecznie do poznania! 🙂
Niekiedy milczymy bo ” To już jest zniechęcenie i brak wiary w to, że ktoś na ratunek się rzuci”, ponieważ wielokrotnie werbalnie manifestowaliśmy nasze pragnienia, czy niechęci; a i tak nie zostały one uwzględnione. Gdyby słowa zawsze „działały”, to nikt by nie szukał innego sposobu wyrazu.
Mamy tę przewagę nad noworodkami, że nie musimy tkwić w relacjach, które nas nie satysfakcjonują. Obrażanie się i pochodne nigdy nie wspierają budowania relacji, dla mnie więc nie jest to żaden argument – rozumiem sam mechanizm, ale to po prostu donikąd nie prowadzi.
W dzisiejszych czasach większość myśli o JA mało kto jest empatyczny i altruistyczny. Wydaje mi się, że tego powinniśmy uczyć nasze dzieci.
W sedno 😉 Często myślałam o tym, kiedy byłam „zamknięta” w czterech ścianach z noworodkiem. Mieszała się we mnie fascynacja z przerażeniem, kiedy tak maleńka istota z wielką siłą i determinacją manifestowała swoje potrzeby. Prosto, prawdziwie, mocno i naturalnie. To była dla mnie wielka lekcja, bo sama nigdy tego nie potrafiłam. Ahhh, no tak, i ja byłam niemowlęciem. Ale później coś potoczyło się nie tak, jak powinno. I choć mam już 30 lat nadal uczę się potrzebować, próbować, chcieć. Cieszę się, że choć mam problem ze swoimi potrzebami, jakimś cudem udaje mi się akceptować buntownicze próby mojego dziecka, które przeszło… Czytaj więcej »