Walentynki – z roku na rok coraz bardziej lukrowate, rok w rok wyśmiewane.
No, wstyd pisać o tym, że się trochę rozumie to świętowanie miłości – jak człowiek chce być fajny, to raczej powinien kontestować i szydzić, a nie stawać w szeregu z czerwonym lizakiem w kształcie serca.
Stanę pośrodku, jak ta żaba, która nie mogła się rozdwoić. Nie świętuję wprawdzie 14.lutego, ale (!) parę lat temu uderzyła mnie pewna myśl, jak strzała Kupidyna nieomal.
Byłam wtedy w zaawansowanej ciąży. Prowadziłam Szkołę dla rodziców, przechodząc jednocześnie trudny czas w relacji do swoich dzieci. Nie było dnia, żebym nie chciała się wystrzelić w kosmos, zastanawiałam się, czy nie powinnam jednak była iść do zakonu, wyrzucałam sobie, że co ze mnie za matka, a nade wszystko uciekałam przed własnymi dziećmi w jakiekolwiek zajęcia domowe. Męczyło mnie bycie z nimi – zabawy, rozmowy, przebywanie w jednym pomieszczeniu.
Wracałam któregoś dnia z jednego z warsztatów, analizując poruszane na nim kwestie, i uświadomiłam sobie bardzo mocno, że jestem świetną matką. W teorii. Wiem, jak postąpić w niemal każdej sytuacji, co powinno się powiedzieć, jak zareagować. Poznałam wszystkie tajemnice i posiadłam wszelką wiedzę, ale nie miałam miłości – jak ten cymbał brzmiący.
To było dla mnie tak ważne odkrycie, że do dziś pamiętam towarzyszące mu szczegóły. I do dziś żegnam swoje grupy warsztatowe tą historią.
Bo wydaje mi się, że nie ma nic ważniejszego w rodzicielstwie, niż kochać swoje dzieci. Takie banalne – przecież większość rodziców kocha swoje dzieci nad życie, skoczyliby za nimi w ogień! Chodzi jednak o prawdziwą, żywą miłość, nie taką przysypaną codziennością, czekającą na przebudzenie w tym desperackim skoku do ognia – tylko czerpiącą radość z codziennego bycia razem. Bezwarunkowo przyjmującą dziecko takie, jakie ono jest. Nie nagradzającą za to, co jej się podoba, ani karzącą za to, z czym jej nie po drodze (miłość nie szuka swego). Miłością gotową na umieranie – dawanie siebie: wstawanie w nocy na siku, bawienie się w laleczki, przeżywanie wyników meczu – gdy akurat chciałoby się wleźć pod koc z książką, popijając herbatę.
Nie, nie miłością udręczoną, poświęcającą siebie całkowicie dla innych, męczeńsko zaspokajającą coraz to nowe czyjeś potrzeby.
Niech to będzie miłość, która chce dawać to, co ma – a gdy nie ma, potrafi znaleźć źródło, naładować się, i znów dawać to, co w niej najlepsze.
Taką miłością chciałabym kochać swoich najbliższych, taką miłością chcę być przez nich kochana i takiej życzę Wam wszystkim – nie tylko przy okazji Walentego.
Foto: Unsplash