Kiedy moje dzieci pojawiały się po kolei na świecie wiele lat temu, myślałam sobie, wspominając moje własne dorastanie, że nie przeżyję ich nastoletniości.
Że się wyprowadzę, że zwariuję, że to ponad moje siły.
Potem oczywiście dotarło do mnie, że raczej będę im w tym towarzyszyć, więc czekałam na nadejście tego etapu z ponurym niepokojem.
A potem zdarzyło się coś (a raczej wiele się wydarzyło), co dało mi morze spokoju i zaufania, że to może być dobry czas.
I jest, naprawdę jest, choć bywają gorzkie łzy, i bywa ciężko, i odwiedza mnie czasem myśl “To dla mnie za trudne”.
Bo widzę ten etap jako bezkompromisowo odzierający rodzica ze wszystkich jego masek, murów obronnych, za którymi próbował się chować i jakoś to się może udawało – a teraz przestało się sprawdzać.
I faktycznie bliskie mi jest podejście, że nastolatki już nie dadzą się wychowywać, nie czas na to – natomiast najwyższy czas zająć się tym, co nieuleczone w nas, rodzicach. I tam pokierować swoją energię.
Pewnie kiedyś o tym napiszę – dziś chcę jednak podzielić się trzema informacjami, które realnie ratują mnie i moje dzieci na co dzień.
Po pierwsze. Dojrzewanie to nie tyle burza hormonów, ile burza w mózgu. To, co się dzieje w mózgu nastolatka, nie śniło się filozofom. Totalna przebudowa wszystkiego, co zostało poukładane w I dekadzie życia – przycinanie połączeń synaptycznych, dojrzewanie poszczególnych struktur, obniżenie sprawności niektórych funkcji mózgu w porównaniu z okresem wcześniejszym, a także jego niesamowita plastyczność i elastyczność – wszystko to wpływa na zachowania, których nie rozumiemy, które nas zaskakują i czasem niepokoją.
Zatem kiedy wiem, że to nie “złe wychowanie”, “zła wola” czy słynne “ta dzisiejsza młodzież”, tylko toczące się od wieków koło życia, łatwiej mi nie wznosić rąk do nieba i nie biadolić, gdy decyzje są zmieniane częściej niż skarpetki, nastroje wykazują sporą chwiejność termodynamiczną, a głównym życiowym mottem jest “bez ryzyka nie ma zabawy”.
Nie na wszystko się zgadzam i nie wszystkiemu przyklasnę, ale wiedza o tym, co w środku, pomaga mi nie postrzegać moich dzieci niczym wrogów na polu bitwy.
Po drugie. Nastolatek nie wie, że robi miny. Ponieważ mózg dojrzewa od dolnych struktur w stronę górnych oraz od tyłu ku przodowi, płat czołowy jest ostatni w kolejce i to on doświadcza ogromnej dynamiki przemian. Tymczasem pełni on znaczącą rolę w rozumieniu stanów emocjonalnych innych ludzi oraz w ekspresji własnych.
To dlatego nastolatek nie wie, że “robi miny”, naprawdę nie wie!
A dodatkowo słabiej niż jeszcze parę lat temu może radzić sobie z interpretacją tego, co widzi na twarzach innych – stąd może reagować podejrzliwie na przyjazny uśmiech i potraktować go jako wyśmiewanie się z niego samego.
Po trzecie. Dojrzewanie to czas stawania się sobą w pełni. Szukania siebie. Swojego miejsca. Swoich wyborów.
Wszystko to, co otrzymane w domu, w pierwszej kolejności zostanie poddane cenzurze. Nie po to, by podważyć autorytet rodzica, jak chcieliby niektórzy. Nie po to, by się odciąć, uciec, zanegować.
Ale po to, by sprawdzić – czy to na mnie pasuje? Czy ja to wybieram? Czy to może być moje, dla mnie?
A może świat ma coś ciekawszego do zaoferowania? Chcę spróbować wszystkiego, i sam zdecydować, co biorę.
To w tym miejscu potrzebuję najwięcej dojrzałości i dystansu. Nie biczowania się, że czegoś nie dopilnowałam, nie przekazałam, nie zrobiłam i oto owoce.
Chcę ufać, że moje dzieci dokładają starań, aby stać się ludźmi, którymi chcą być, aby pisać własną historię, aby wybierać własne drogi – i to nie jest przeciw mnie, a w trosce o siebie.
Foto: Ze zbiorów Unsplash
Do zapamiętania, koniecznie!!. Mam w domu 12-latka,8-łatkę i niemowlę… Dużo ostatnio myślę o tej najmłodszej,czego ją nauczę, co pokażę, czy będę bardziej cierpliwa. A Tu człowiek mi dorasta i burze są ostatnio często pod naszym dachem. Zastanawiam się czy ogarnę to, czy dam radę odpowiednio towarzyszyć każdemu z nich. Pisz proszę o tym nastoletnim okresie, to jest nadzieja,że przeżyjemy 😉
Będąc mamą trzech dziewczyn staram się ufać, że to co robią, ich decyzje, są najlepsze dla nich (nie dla mnie).
Zachowania, które mnie czasem dotykają nie są skierowane przeciwko mnie, to one wybierają siebie.
Cieszy mnie otwarty dialog w temacie nastolatków, w temacie wychowania. Od dawna nie widzę „trudnych dzieci”. Widzę „trudne zachowania”. Dziękuję za każdy wpis.
Mój nastolatek jest tak wybuchowy, że nie ma wzrastania emocji, natychmiast jest wybuch, bez ostrzeżenia. Poza nim mam 3 synów, najbardziej mi ich szkoda w tych wybuchach. To jest eksplozja agresji. Absolutnie nie potrafi radzić sobie z negatywnymi emocjami. Ja chyba też nie potrafię z tymi jego emocjami radzić sobie. Ciężkie to doświadczenie. Ma dużo pozytywnych nastoletnich zachowań, przemyśleń . Jeśli potrafiłby emocje wyrażać inaczej byłoby pięknie.
Mam w domu 12 latka i zaczyna się TEN okres. Z przyjemnością przeczytałabym więcej wpisów na temat dorastania i jak „obchodzić się” z dzieckiem w tym wieku.
PS: Zaskoczyłaś mnie punktem drugim. Przypomniało mi się nawet, jak jako młodsza nastolatka ciągle mi zwracano uwagi, że strzelam miny, a ja nie rozumiałam, o co chodzi. wszystko jasne. Postaram się byc bardziej tolerancyjna w stosunku do młodego.
Mam w domu 11 latka (oraz 4 latka). U starszego to co trudne to gwałtowne wybuchy emocji, złości, krzyku itp. Staram się uświadomić mu, że po drodze było coś jeszcze, aby reagował na sytuacje kiedy emocje nie sięgają jeszcze zenitu, ale to na razie tylko moje gadanie.
To co jeszcze mocno we mnie siedzi to strach przed utratą kontaktu. W tych emocjach cierpliwa i czuła uważnosć jest trudna. Boję się, że jak mi jej zabraknie to więź się zerwie…
Krzysztof dziękuje Ci za przypomnienie.