“Kiedy masz w domu nastolatka, porusz niebo i ziemię, by pozostać z nim w kontakcie” (Laura Markham).
To zdanie jest jednym z moich drogowskazów w codzienności z dorastającymi dziećmi. W zasadzie głównym drogowskazem.
I przynajmniej do niedawna wydawało mi się, że ten drogowskaz sprawnie mnie prowadzi.
Kilka tygodni temu zapukałam do pokoju mojej córki, chcąc poprosić ją o jakiś drobiazg typu: zabierz z suszarki swoje ubrania, odnieś z salonu podręcznik czy cokolwiek w tym duchu.
– A, tak myślałam, że coś ode mnie chcesz. Domyśliłam się od razu, bo tylko wtedy do mnie przychodzisz.
Powiedziała to bez cienia wyrzutu, raczej jakby oznajmiała, że niebo się chmurzy i zapowiada się na deszcz; ja jednak jakbym dostała obuchem.
Bo usłyszeć o sobie, że szuka się kontaktu, gdy się czegoś potrzebuje, nie jest przyjemne – zwłaszcza, gdy tyle czasu i energii poświęca się dobrym relacjom.
Przełknęłam jednak tę pigułkę i przyjrzałam się sytuacji beznamiętnie. Tak, to prawda, że w ciągu dnia mamy szereg interakcji – przy nauce, przygotowywaniu posiłków, wspólnym spożywaniu ich, w drodze na i z zajęć dodatkowych, podczas wieczornego czytania i podobnych aktywności.
I prawdą jest, że do jej pokoju częściej zaglądam wtedy, gdy chcę o coś poprosić, niż z samej potrzeby kontaktu. Nie tylko wtedy się pojawiam, lecz głównie wtedy.
Zatrzymałam się przy tym, bo dotarło do mnie z całą mocą, jak ważne jest, abym pukała nie tylko interesownie. Nie tylko, by wydać polecenie.
Ale by wysłać jasny komunikat: hej, chcę zajrzeć do twojego świata i w nim pobyć.
I tak oto odkryłam pierwszą wskazówkę dla budowania kontaktu:
1. Inicjuj go jak najczęściej
To nie muszą być fajerwerki. Nie trzeba biletów do kina, całodniowych rajdów po galeriach handlowych, wyciągania na spacery po lesie czy planszówkowe maratony.
Zdarza się, że po prostu przychodzę, kładę na łóżku i przyłączam (mentalnie) do tego, w czym w danym momencie jest zanurzone moje dorastające dziecko.
Moja intencja jest czysta i prosta: chcę z tobą pobyć, bo jesteś ważny/ważna i cię kocham.
Nie przychodzę po to, by z czegokolwiek rozliczać, o czymkolwiek przypominać czy do czegokolwiek nakłaniać. Staram się, aby – gdy nawet spontanicznie wypłynie nam w rozmowie jakiś trudny temat – skupić się na słuchaniu, a nie swojej rodzicielskiej agitacji.
I to właśnie pomaga mi sformułować wskazówkę drugą:
2. Słuchaj dwa razy więcej niż mówisz.
Nie dlatego, że moje słowa są mniej ważne. Chcę słuchać z dwóch powodów: słuchając dowiaduję się więcej i rozumiem lepiej. A ponadto słuchając pokazuję, że przemyślenia i obserwacje nastolatka są ważne. Że mają znaczenie. Nawet jeśli nie zawsze się z nimi zgadzam – to, co ma do powiedzenia i jak widzi świat jest istotne.
No dobrze, jest trzeci powód: to dla mnie okazja, by się uczyć. Nie tylko młodzieżowych nowinek, ale tak jak w kontakcie z każdym innym człowiekiem, wymiana jest dla mnie cenną lekcją, okazją do pogłębienia pewnych tematów i pochylenia się nad różnymi obszarami.
I w ten sposób przechodzę do trzeciej wskazówki:
3. Bądź autentyczna/autentyczny.
Mówię, kiedy czegoś nie wiem. Nie udaję kogoś, kim nie jestem – moje dzieci i tak mnie świetnie znają, a moje słabości i ograniczenia nie są dla nich żadną tajemnicą. Przyznaję rację, gdy się pomylę, gdy wprowadzę w błąd, gdy obnażę swoją ignorancję.
Nasza więź nie opiera się na mojej nieomylności, tylko na tym, że jesteśmy sobie bliscy i dla siebie ważni.
Gdy chowam się za fasadą, tracę kontakt nie tylko z nastolatkiem, ale i z samą sobą.
Autentyczność oznacza też dla mnie, że otwarcie mówię o swoich preferencjach. Nie bardzo łapię się w przebiegu gry, która jest całym światem mojego dziecka? Nie muszę, i ta gra nie musi mnie interesować. Mogę zapytać, co go w tej grze tak pociąga, czemu wybrał akurat ją, jaki jest jego cel, co najbardziej lubi w jej ramach robić. Mogę usiąść i patrzeć, jak gra, pytając czasem o to, co dzieje się na monitorze.
Cudnie umie to zrobić mój czteroletni siostrzeniec. Widząc, jak jego starsza kuzynka gra w Robloxa, stał obok i cierpliwie zadawał jej pytania “Kim jesteś?, “Gdzie teraz jesteś?”, “Którym autem jedziesz?”, “Dlaczego budujesz ten dom?”.
Mogę się od niego uczyć.
Gdy pojawiają się wymagania
Kiedy zapytałam na FB Dobrej Relacji, które sytuacje są trudne w budowaniu kontaktu, padło kilka odpowiedzi: gdy o coś poproszę. Gdy trzeba coś zrobić.
Jak dbać o bliskość, gdy trzeba coś zrobić, a dziecko się sprzeciwia, “nie współpracuje”?
Nie mam gotowej instrukcji. Mi pomagają dwie rzeczy:
Pierwszą jest przypomnienie sobie, że za każdym NIE, które słyszę, stoją ważne potrzeby osoby je wypowiadającej.
Jej komunikat nie jest przeciwko mnie, lecz w trosce o jej potrzeby.
To nie znaczy, że spuszczam pokornie głowę i odchodzę pochlipać w kąciku – ale takie podejście diametralnie zmienia moje nastawienie. Zamiast oponenta i wroga widzę człowieka.
A z człowiekiem, jak ufam, można się dogadać.
I nawet jeśli nie dostanę tu i teraz tego, czego chcę, postanawiam nie walczyć o to – bo mogłabym stracić sprzed oczu naszą relację. Ok, to coś tam sobie poczeka, a kiedy tylko ochłonę i poukładam się sama ze sobą, zwrócę się do swojego dziecka z gotowością i otwartością na dialog. Co sprawiło, że odmówił, co za tym stało, i jak w przyszłości możemy zadbać o siebie nawzajem.
– Powiedziałaś rano, że wyniesiesz śmieci, teraz jest wieczór i kosz jest wciąż pełen. Zastanawiam się, co się wydarzyło po drodze?
– Ojej, po prostu zapomniałam. Zaraz wyniosę.
– Okej, rozumiem. Chcę liczyć na to, że kiedy się na coś umawiamy, to dopilnujesz swojej części. Czy masz jakiś pomysł, jak to zrobić?
– Nie wiem. Mogę robić to od razu, bo potem zapominam.
– Myślisz, że to będzie możliwe?
– Zobaczymy.
Druga rzecz wiąże się z tą pierwszą i wypływa z faktu, że nastolatek ma przed sobą bardzo ważne zadania rozwojowe, związane z konstruowaniem swojej tożsamości i przygotowywaniem się do samodzielnego życia. Dużą część jego codzienności zajmują nie śmieci, zmywarki i rozrzucone ubrania, ale poważne egzystencjalne zagadnienia, żywe tematy pojawiające się wśród znajomych i krajobraz nastoletniego życia wewnętrznego.
To nie znaczy, że wszystkie te przyziemne drobiazgi powinny schodzić mu z drogi. Myślę, że warto po prostu nie przykładać dorastającemu człowiekowi swojej dorosłej perspektywy, w której rachunki, porządek w domu i odrobione lekcje są być może priorytetem.
A przynajmniej nasze priorytety się znacznie różnią. Są inne – lecz nie mniej lub bardziej ważne.
Zdecydowanie większe szanse na współpracę mam, gdy uznam ważność nastoletnich tematów i zrobię im miejsce obok tych rodzinnych.
Nierozładowana zmywarka to nie policzek dla mojego rodzicielstwa, tylko różne wartości.
Dopóki pod nielubianymi sytuacjami staram się dostrzegać dobre intencje, zaufanie i nadzieja karmią naszą relację.
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wpierający i chcesz mnie wesprzeć w pisaniu kolejnych:
Foto: Unsplash
Dziękuję za tą wiadomość. Szczególnie ważna dla mnie jest ta informacja, że dla Dziecka istnieją inne ważne rzeczy, że jego świat nie kręci się wokół zmywarki, bałaganu itp. (tak jak mój….;)).
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo dziękuję za te wiadomości co do nastolatków, myślę że rozmową bardzo go przekonam o rozmowy o emocjach i uczuciach.