Siedzę nad morzem, szum fal działa relaksująco; czuję wakacje, choć nie tak dogłębnie, jak zazwyczaj. Wirus tak poprzestawiał plany, że nie wiadomo kiedy i gdzie ruszymy – trudno mi więc poczuć zwyczajowe podekscytowanie płynące z konkretnych wyobrażeń.
Ale najpierw musi skończyć się szkoła.
Na FB o tym, że zadzwonił ostatni szkolny dzwonek, dowiaduję się co roku dzięki zdjęciom świadectw z paskiem. Nie wiem, czy wszyscy rodzice, którzy się tym dzielą, mają taki zamiar od samego początku; może niektórzy nie planowali, ale widząc zdjęcia innych, spontanicznie postanawiają dołączyć.
Tak czy siak, trend wcale nie słabnie. I rok w rok porusza mnie tak samo, z wielu powodów.
(Tym, co mnie nie porusza, jest fakt, że niektórym rodzicom na ocenach zależy, i naciskają na dzieci, by zdobywały jak najlepsze. W takim układzie świadectwo z paskiem jest ukoronowaniem ich wyborów, a tego staram się nie kwestionować).
Porusza mnie natomiast, gdy honorowanie świadectw pojawia się tam, gdzie deklaratywnie oceny nie są ważne. No, w każdym razie nie tak mocno.
Zatem cały rok powtarza się “oceny nie mają znaczenia”, “nieważny jest wynik, liczy się proces”, “uczysz się dla siebie, nie dla ocen”.
A potem przychodzi wręczenie świadectw i szczególną atencją obdarowywane są te z wyróżnieniem. Gratulacje płyną szerokim strumieniem do tych z wysoką średnią, a w trakcie uroczystego zakończenia w szkole szerokiej publiczności przedstawiani są ci ze szczególnymi osiągnięciami w nauce.
Porusza mnie to, bo pokazuje, że jednak świętuje się nagrody. Dobre stopnie, wyróżnienia, miejsca na podium. Nagrody, które oceniają tylko skrawek człowieka, jakiś jego wycinek oceniony w jakimś ułamku czasu.
Nie mówią nic o jego zmaganiach, wysiłkach, podejmowanych wyzwaniach. O tym, z czego startował i co osiągnął w wymiarze indywidualnym, w porównaniu z samym sobą sprzed kilku miesięcy, a nie jakąś uśrednioną wizją ucznia.
Nie mówią też nic o innych obszarach, z którymi człowiek ten pracował. Obszarach, które dla niego były ważne – budowanie relacji z bliskimi, nabywanie kompetencji społecznych, szukanie swojego miejsca, uczenie się samego procesu uczenia.
Myślę też o tym, że ludzie mierzą się nieraz ze zmartwieniami, lękami, niewiarą w siebie, poczuciem pustki i beznadziei – w takich sytuacjach samo ukończenie danego etapu szkolnego jest olbrzymim sukcesem.
A świadectwa z paskiem niestety tego nie uwzględniają. Bezdusznie wyliczają średnią arytmetyczną, wrzucając wszystkich, bez względu na warunki, możliwości, wsparcie otoczenia, do wspólnego worka.
Nie jestem od tego, by proponować rozwiązania systemowe. Nie znam się na tym.
Jednak to, co chcę zaproponować, to świętowanie ze swoim dzieckiem i ucieszenie się jego świadectwem, jakiekolwiek by było. Nawet takim, gdzie dwóję goni trója. Takim, którego nie wrzuca się raczej na FB.
Idźmy na lody, pogratulujmy tego roku, zapytajmy, jak widzi go dziecko, co było dla niego w tym roku ważne, co go interesowało, co nudziło, co stanowiło nie lada wyzwanie. Czego chciałoby robić więcej, a czego mniej?
Co je pasjonuje – już tak poza szkołą? Co sprawia, że oczy mu błyszczą i do czego żywiej bije mu serce? Co ono tam znajduje ważnego dla siebie?
Pokażmy, że oceny naprawdę nie mają znaczenia, zwłaszcza gdy nie decydują o niczym poza paskiem. Znaczenie ma to, jak się czuje człowiek, który je otrzymuje. Do czego dąży, co go interesuje, z czym się mierzy.
Niech nasza duma dotyczy całego człowieka, nie tylko jego świadectwa.
Foto: Unsplash
Gosiu, dzięki za ten wpis. Po raz pierwszy nie poczułam się źle z paskami moich chłopaków czytając czyjąś wypowiedź. Bo to właśnie było zmaganie się z opinią, ze są inni niż „doskonały” najstarszy brat. Kosztowało ich to o wiele więcej pracy, a środkowy uwierzył w siebie (wreszcie!), bo nasze wspieranie, tłumaczenie o różnych zdolnościach, o inności, długo nie przynosiło efektu, dużo odpuszczał, mówiąc, ze to i tak bez sensu.
Udanych wakacji!
Mnie porusza to, że mi naprawdę nie zależy na ocenach dzieci. Przynajmniej tak mi się wydaje, może łatwo mi tak mówić, bo najstarsza ma pasek a młodsze idealne oceny opisowe. Najchętniej bym w ogóle nie jechała do szkoły po świadectwa i odebrała je we wrześniu. Ale dzieciom najwyraźniej zależy, na ocenach, paskach i świadectwach, i pewnie, gdyby miały FB same by wrzuciły, a ja mam wrażenie, ze deprecjonując ten ich „sukces” sprawiam im przykrość.
Gosiu
Ja od kilku lat w szkole moich synów rozmawiam z wychowawczyniami o docenieniu wszystkich. U młodszego poszlo super- nagrody dostają wszystkie dzieci, u starszego póki co udało się zrezygnować z nagród dla najlepszych. Zawsze to jakiś postęp
A my rodzinnie od zawsze swietujemy niezależnie od pasków Ściskam mocno
Swietny wpis!! Zachowuje na czas kiedy moj Synek zacznie przygode ze szkola:)
Dokładnie, dzieci mogą być nieźle skołowane.. Z jednej strony rodzice im nie pomagają w nauce, nie inwestują w ich rozwój, nie wysyłają na korepetycje, ale w momencie wręczania świadectw nagle się dowiadują, że coś jest nie tak i że jednak oceny są ważne. Totalne szaleństwo i brak konsekwencji.
Zawsze miałam świadectwo z paskiem i ciężko na to pracowałam. A robiłam tak dlatego bo gdy przychodziłam ze świadectwem do domu to mogłam się pochwalić nim przed tatą by otrzymać chwilę zainteresowania i dobre słowo. Czułam się wtedy po prostu kochana i wartościowa, tyle że trwało to kilka sekund. Gdy myślę o tym teraz to jest mi zwyczajnie przykro bo te wszystkie świadectwa aktualnie nie mają dla mnie żadnego znaczenia, a pokazują jak silnie można zacisnąć zęby wyrzekając się spotkań, rozrywki i wolnego czasu by zaspokoić choć trochę swoją potrzebę bycia kochanym.
Dziękuję za ten wpis, mam takie postanowienie że jak syn pójdzie do szkoły to oceny dla mnie nie będą ważne. Bo jak te czerwone paski przydają się w życiu?