Kładą się wieczorem spać targani wyrzutami sumienia.
Krzyknęli.
Nie słuchali.
Popędzali.
Oskarżyli.
Nie poświęcili uwagi opowieściom o lego, nowym serialu czy rozgrywce w ulubionej grze.
Obiecują sobie, że następnego dnia będzie inaczej, że będą bardziej uważni, troskliwi, że przygotują zdrowy posiłek, poćwiczą z dzieckiem słówka z angielskiego, kreatywnie je zabawią i coachingowo pogawędzą. A potem wstają rano i z godziny na godzinę odhaczają kolejne niepowodzenia w realizacji szczytnych planów.
Motywowani wyrzutami sumienia sięgają po jedną z dziesiątek zalegających na półce rodzicielskich książek. Książek o byciu lepszym rodzicem.
Czytają mniej lub bardziej uważnie. Kreślą kolejne plany, stawiają dalsze cele, by jutro znów doznać mniejszych bądź większych niepowodzeń i dojść do wniosku, że się nie nadają.
Albo wręcz zakopać się w poczuciu winy, że dostali cudowne dzieci, a wszystko psują, nic nie robią jak należy, cokolwiek to w ogóle znaczy.
Potem jest jeszcze gorzej, bo życie nie oszczędza i przynosi kolejne wyzwania. Dziecko ma lęki, kłopoty w szkole czy przedszkolu, niedostatki życia towarzyskiego, dojrzewa, surfuje po sinusoidzie rozwoju psychicznego, zmaga się z bólem egzystencji, ma złamane serce lub jakiekolwiek jeszcze inne wyzwania.
I oni naprawdę nie wiedzą, co zrobić.
Zachęcać, odpuszczać? Pobłażać, naciskać? Pozwolić, zabronić?
Być twardym czy miękkim?
Doskonale wiedzą, jak wielkie znaczenie dla przyszłości dziecka ma ich działanie tu i teraz. Ich reakcje, postawy i wybierane strategie. Wszystko jest takie ważne dla dziecięcego dobrostanu, pamiętają własne braki i niedostatki i absolutnie chcą ich oszczędzić swojemu potomstwu. Zatem lustrują każdy swój krok i ciągle wydaje im się, że zawodzą, niedomagają, nie dają rady.
Że są kiepskimi rodzicami.
A to przecież nie ma znaczenia. Jeśli jest coś, co się naprawdę liczy, to obecność.
Mogę nie mieć pojęcia, jak i co zrobić, ale w tej niewiedzy jestem blisko siebie i ciebie.
Blisko siebie – bo szukam, o co mi chodzi i traktuję siebie samą z łagodną wyrozumiałością.
Blisko ciebie – bo sprawdzam, o co tobie chodzi i traktuję cię z łagodną wyrozumiałością.
Bez przyklejania nam etykietek, oczekiwań, jacy powinniśmy oboje być, bez obarczania winą. Bez kreślenia wizji idealnej rodziny, idealnych dzieci/rodziców, idealnych momentów i perfekcyjnych sytuacji.
Nawet kiedy powinie mi się noga, kiedy reaguję nie tak, jak bym chciała – wracam najszybciej jak to możliwe do siebie i do ciebie. Nie chcę rozpamiętywać tego, co było ani zamartwiać się tym, co nadejdzie. Chcę być w tym, co jest między nami teraz. Dawać swoją uwagę i świadomość, jak pisze Daniel Siegel*.
Kochaj i rób co chcesz, mówił św. Augustyn.
Po prostu bądź, śpiewała Kora.
A zespół Akurat śpiewał lirycznie: lubię mówić z tobą. Chcę lubić mówić i być. Patrzeć ci w oczy nie rozpamiętując porzuconych skarpetek, nie odniesionych talerzy i nie odrobionych zadań, tylko ciesząc się tym wspólnym czasem. Tym, że jesteśmy razem, mamy siebie i to samo w sobie jest radością.
To proste zadanie, i niełatwe zadanie. Nasze rodzicielstwo zbudowane jest na naszych dziecięcych doświadczeniach, a te bywały różne. Czasem bardzo trudne. Jednak jest z tym trochę jak z szachami – faza otwarcia ma znaczenie, ale nie przesądza o całości.
Jeśli mam na cokolwiek skierować swoją rodzicielską energię, to na bycie blisko dziecka – i siebie samej. Otulenie siebie miłością i łagodnością, aby obie popłynęły ze mnie na moich bliskich.
To chcę robić, będąc obecną.
* Cytat i główna myśl przewodnia tekstu inspirowane są najnowszą książką Daniela Siegla i Tiny Payne Bryson ”Potęga obecności”, wydawnictwo Mamania 2020.
Foto: Zbiory Unsplash
I kredki się wysypaly jak powiedziałby syn. Popelnilas cudowny absolutnie tekst. Daje ukojenie i spokój którego w rodzicielskim multitasking brakuje. Dziekuje….
Dziękuję!
Usiadłam w fotelu, z łzami cieknącymi po policzkach przez rozpamiętywanie dzisiejszych sytuacji… 3,5 córeczka z lekko obniżonym rozwojem psychoruchowym, 8 tygodniowe maleństwo, straszna zazdrość… Puscily mi nerwy, uderzyła w główkę, płacz obu dziewczynek i moja zła reakcja… Wyrzuty sumienia ze nie zdążyłam, że odepchnęłam, uderzyłam w rękę… I to poczucie bezsilności, żalu i złości na samą siebie, beznadziejności… Tęsknoty za normalnością i beztroskim spędzaniu czasu z dziećmi ten tekst jest bardzo dobry, choć trochę koi smutek, dziękuję
Ależ w sedno.
Jak Ty PIĘKNIE piszesz! Małgosiu, dziękuję! Będę to udostępniać dalej!