Sprawia, że chce się żyć, jego brak może popychać do szalonych czynów, a zbudowanie go u dziecka jest pragnieniem wielu rodziców. Poczucie własnej wartości.
Bywa, nawet bardzo często, mylone z wiarą w siebie. Oraz samooceną.
Wpisuję w wyszukiwarkę hasło “budowanie poczucia własnej wartości” i zalewają mnie artykuły o podnoszeniu samooceny.
Znam ludzi, którzy są świetni w tym, co robią – i doskonale o tym wiedzą. A jednak wcale nie czują się wartościowi w swoich oczach. Potrafią ocenić, na co ich stać, w czym brylują i co jest ich atutem, a mimo to czegoś im – w ich odbiorze – brakuje. Coś jest nie tak. Mają wiarę w swoje możliwości, mają wysoką samoocenę, ale brak im poczucia własnej wartości.
To jest ta różnica.
Samoocena jest czymś, co pomaga mi oceniać siebie: “Jestem dobra w tym, kiepska w tamtym”. Może być zaniżona lub zbyt wysoka (na studiach mówiono nam o adekwatnej lub nieadekwatnej) – kiedy patrzymy na siebie zbyt krytycznie lub zbyt entuzjastycznie.
W moim odczuciu poczucie własnej wartości jest zerojedynkowe. Nie może być za wysokie (czy człowiek może mieć za wysoką wartość?), powątpiewam też w to, czy może być za niskie.
Mam wrażenie, że raczej – albo się je ma, albo nie ma.
Albo czuję, że moja obecność na tym świecie jest w porządku, i ja jestem w porządku – albo tego nie czuję.
Ono nie jest związane z żadnymi moimi talentami. Mogę być skromnie wyposażona w jakieś specjalne zdolności, i mieć silne poczucie wartości własnej, a mogę talentami wręcz ociekać i wciąż czuć się nikim.
Poczucie sprawia, że nie muszę zabiegać, rywalizować, udowadniać nic nikomu. Jestem ok taka, jaka jestem. Zasługuję na miłość z samego faktu bycia sobą, nie za swoje zasługi i osiągnięcia.
Jak zbudować w dziecku to poczucie?
To bardzo proste, choć bardzo niełatwe.
(Wyszukiwarka radzi mi chwalić, mądrze stawiać granice i pamiętać o konsekwencjach. A guzik!).
Recepta jest jedna jedyna i tysiące wychowawczych trików jej nie zastąpi.
Patrz na swoje dziecko jak na wartość samą w sobie.
Jasne, że kochamy nad życie. Jasne, że są cudami niezastąpionymi, choć na co dzień pełnymi dobijających nawyków, wkurzających gestów i irytujących przyzwyczajeń.
Czy w moich oczach widać, że moje dziecko jest dla mnie wartością?
Kiedy na nie patrzę – co ze mnie płynie? Zniechęcenie, zmęczenie, rozczarowanie, oczekiwania, niespełnione ambicje? Czy zachwyt, zainteresowanie, podziw, ciekawość?
Korczakowskie “Zrobię z ciebie człowieka czy – kim możesz być, człowiecze?”
Czy mam w sobie zgodę na to, że może decydować po swojemu, mylić się, nie być idealne, myśleć i odbierać świat inaczej niż ja?
Czy to dla mnie ok?
Czy jest wartością wtedy, kiedy coś umie i wtedy, gdy nie umie? Gdy coś mu wychodzi i gdy nie wychodzi?
Czy ta wartość jest niezależna od tego, co potrafi, czego dokonało?
Jeśli nie potrafię tak patrzeć, nic mi nie pomogą wszystkie komunikaty świata.
Jeśli moje dziecko nie widzi tego w moich oczach, wszelkie moje wysiłki spełzają na niczym.
Dzieci patrzą na siebie oczami rodziców.
Jeszcze tylko do ŚRODY 10. marca trwa nabór do IV edycji mojego kursu „Rozwiń Skrzydła” o wspieraniu dziecięcego poczucia własnej wartości.
Kurs jest w przedsprzedaży i możesz go kupić taniej.
Foto: Unsplash
Tekst trafia w samo sedno. Dla mnie dodatkowa refleksja, że często nam samym występującym w tysiącu życiowych ról – rodziców, dzieci, małżonków… brakuje tego poczucia własnej wartości.
I mam mocne postanowienie, żeby nad tym aspektem mojego życia pochylić się nieco bardziej, żeby móc wyposażyć w poczucie własnej wartości moje dzieci.
Brakuje. Bardzo. Wielu ludziom.
To strasznie utrudnia codzienność.
Oj daje do myślenia…Cofnelam sie i popatrzylam na moje mamowanie w dniu dzisiejszym.Mam wiele do poprawienia w tym temacie 🙁 Dzieki za ten wspaniały tekst.
ja też mam wiele do poprawy, każdego dnia.
Cohen (Rodzicielstwo przez zabawę) pisze o tym, że zachwyt niemowlęciem przychodzi bez trudu, a potem jakoś gubimy ten błysk w oku (on używa jakiegoś określenia, którego nie pamiętam, a książkę pożyczyłam i nie mogę sprawdzić).
I wtedy trzeba/warto trochę pracy włożyć w to, by ten zachwyt w sobie obudzić.
Zbudowałem sobie przestrzeń, aby tych zachwycać nie zapomnieć. I tak, bez poczucia tego 0-1 w dorosłym ciężko. Pozdrawiam i serdecznie. Mama 3latki i 9-miesięczniaka.
Co by kto nie mówił autor dobrze to ujął, sam bym nie napisał lepiej
O zero-jedynkowym poczuciu własnej wartości (albo mam, albo nie mam) piszą także Gajdowie w swojej książce „Rozwój. Jak współpracować z łaską”
O, tego akurat nie czytałam.
Właśnie ostatnio czytałam o tym u Jespera Juula w „Kompetentnym dziecku” 🙂