Wyzwanie 3:1

Co widzisz na powyższym obrazku? Wielu ludzi zobaczy na nim tylko kropkę. Otacza ją o wiele od niej większa biała płaszczyzna, ale to właśnie kropka rzuca się w oczy.
Podobnie patrzymy na wszystko to, co znajdujemy wokół. Przede wszystkim: na ludzi. Zwłaszcza tych bliskich. Widzimy ich niedociągnięcia, słabości, coś, co życzylibyśmy sobie poprawić.
“Fajny chłopak, tylko leniwy”.
“Gdyby ona nie była taką bałaganiarą”.

 

 

Głównie patrzymy tak na siebie samych. Jeśli spędzę intensywny dzień ze swoimi dziećmi, pełen bliskości, czułości i czasu razem, a pod wieczór powiem im ze zmęczenia coś nieprzyjemnego, co najbardziej z tego dnia zapamiętam?
Całkiem możliwe, że te wieczorne słowa.
Czarna kropka.



Wychowani w kulturze błędu, bez większego wysiłku dostrzegamy to, co nam nie pasuje. Od niemal samego początku doświadczamy korygowania i wskazywania palcem jakichś niedociągnięć; w szkole widzieliśmy to jasno czerwono na białym, w domu słyszeliśmy po tysiąckroć w rodzicielskich napomnieniach.


Nic więc dziwnego, że teraz bezwiednie pielęgnujemy dokładnie ten sam ogródek. Mamy zmysły wyostrzone na wyłapywanie tego, co – naszym zdaniem – należałoby ulepszyć. Niechby cała praca była napisana starannym, równym pismem, my znajdziemy jedną koślawą literkę i to właśnie ją wskażemy triumfalnie: tu trzeba poprawić.



Intencje towarzyszące takiemu postrzeganiu świata są całkiem zacne: rozwój. Zakładamy, że i my sami, i inni, rozwiniemy się dopiero, gdy poprawimy wszystko, co jest do poprawienia. Albo przynajmniej lwią tego część.

 


Tymczasem mózg broni się przed takim podejściem. Zniechęca się bardzo szybko. Jeśli wkładam tyle wysiłku w napisanie długiego wypracowania, a tam wciąż jest coś nie tak, to nie mam już energii na doskonalenie. To się nie uda.

 


Jeśli tyle pracy zajęło mi zmienianie niewspierających relacji schematów, a jednak zdarza się, że się wydzieram – jestem zniechęcona tym niepowodzeniem.
To się nie uda.


I, rzeczywiście, często się nie udaje. W końcu zawsze można zrobić coś lepiej, cokolwiek to znaczy.


Jak zatem uczy się mózg? Lubi uczyć się wtedy, gdy jest zaangażowany, gdy się dobrze bawi i czuje się bezpiecznie. Trudno tak się czuć, gdy jest się nastawionym wyłącznie na eliminowanie błędów.

Dlatego dziś chcę Was – i siebie też – zaprosić do tygodniowego wyzwania 3:1. To wyzwanie mocno wiąże się z moim ostatnim tekstem. o zmianie schematów reagowania.
Na czym ono polega? Jest proste, choć niełatwe. To okazja do dostrzegania tego, co zrobiliśmy, co zmieniliśmy, co osiągnęliśmy – w tej najmniejszej skali, takich codziennych życiowych starć z sobą samym. Czyli: jest wyzwaniem, które przyjmuję sama dla siebie, przyglądając się sobie i swoim działaniom po to, by dostrzegać to, co doceniam, to, co osiągnęłam, czego dokonałam, i ucieszyć się swoimi sukcesami.
Możecie oczywiście podjąć to wyzwanie dla relacji z kimś bliskim: przyglądać się w ten sposób np. dziecku. Ja zachęcam do pracy najpierw ze sobą, bo kiedy nauczymy się takiego patrzenia sami na siebie, będzie nam łatwiej patrzeć tak na innych.


Co konkretnie oznacza 3:1? Na jedną rzecz, którą chcę sobie “wytknąć”, zganić się za nią, którą chcę zmienić – szukam trzech, które są mi powodem do radości. Trzy sprawy, za które jestem sobie wdzięczna.
Jak ich szukać? Bardzo skrupulatnie. Nie jest łatwo, nurzając się we wszechobecnej kulturze błędu, nagle wychynąć i zaczerpnąć innego powietrza. Początkowo będzie to pewnie nastręczać nie lada trudności. W porządku, rozwój zazwyczaj kosztuje nas trochę wysiłku.


Można ustalić sobie cowieczorny rytuał zatrzymywania się nad mijającym dniem i szukania – za co jestem sobie dziś wdzięczna?


Być może odmówiłam dzieciom zabawy, wybierając doładowanie się i pobycie chwilę sama ze sobą, by zregenerować siły przed wieczornym usypianiem ich?


Może w trudnej sytuacji, zamiast krzyczeć o tym, jak źle się zachowują, krzyczałam o tym, jak mi trudno, nie przerzucając odpowiedzialności na dzieci, tylko biorąc ją w pełni na siebie samą?
A może do południa cztery razy pomagałam swojemu małemu synkowi w trudnych emocjach, towarzysząc mu uważnie i ciepło?

Nawet jeśli w trakcie tego wyszukiwania będą nasuwały mi się przykłady tego, co poszło dziś nie tak, moją intencją jest zatrzymanie się przy tych, które chcę świętować. Jeśli przypłynie do mnie myśl: “Tak, cztery razy do południa może i pomogłam, ale popołudniu byłam już nie do wytrzymania” – nie przyklejam się do niej. Chcę zostać przy tym, z czego mogę być zadowolona. Nawet, jeśli tylko troszkę.


Dlaczego akurat 3:1? Bo wyzwania muszą być mierzalne, a więc potrzebujemy jakichś wyznaczników, do czego dążymy. Niejasne: “będę zauważać więcej tego, co zrobiłam tak, jak chciałam” nie daje nam konkretnych wskazówek, a więc i utrudnia wyzwanie.


3:1, by zobaczyć, że na jedną czarną kropkę przypada dużo białej płaszczyzny dookoła, mimo wszystko.
To nie są sztywne proporcje. Każdy z nas jest w różnym momencie swojego życia – może być tak, że dla kogoś wyzwaniem będzie znalezienie nie trzech, a pięciu powodów do wdzięczności dla samego siebie. Komuś innemu natomiast znalezienie jednej takiej rzeczy przysporzy nie lada wysiłku, na więcej na razie nie będzie zasobów.


W porządku. Chodzi o intencję, nie o wynik. Przez najbliższy tydzień mój profil na FB  będzie poświęcony temu wyzwaniu – również nie po to, byśmy rywalizowali między sobą, lecz dla pokrzepienia, inspiracji i poczucia wspólnoty w tym zmaganiu 😉


Rzucam nam rękawicę.
(“Nam” nie jest kokietowaniem, jestem po uszy w kulturze błędu i wciąż na nowo chcę uczyć się patrzyć inaczej. Z łagodnością, ciekawością i zaufaniem do siebie – potrafię się zmieniać, potrzebuję tylko do tego odpowiedniego nastawienia).
I, obyśmy, podnosząc ją – mieli przede wszystkim dużo radości!

 

Czytaj więcej