Ona była jego szkolną miłością; sama chyba nawet nie zdawała sobie sprawy z jego istnienia. Do czasu aż los zetknął ich na nowo już w dorosłym życiu. Zostają parą, jest cudownie, a potem zaczynają się schody – ona pracuje coraz więcej, on jest zazdrosny, pada hasło “zróbmy sobie przerwę”.
On w tej przerwie idzie do łóżka z inną.
Potem następuje wielki powrót, pojednanie, padają sobie w ramiona i byłby hollywodzki the end, gdyby ona nie odkryła tego skoku w bok. Ostatecznie się rozstają, łamiąc serca i sobie, i bliskim, i milionom ludzi na całym świecie.
Jeśli tak jak ja uwielbiacie serial “Friends”, to już od tytułu wiecie, o kim mowa. Jeśli nie, nakreśliłam Wam kontekst. Po co go kreślę?
Lubię sobie czasem wyobrażać, że sprawy potoczyły się inaczej. Nie, że on się nie przespał, ani że ona tego nie odkryła, tylko jeszcze w inny sposób.
Lubię myśleć, że oboje się usłyszeli.
Bo cały konflikt rozbija się nawet nie o to, że zdrada się pojawiła, tylko o to, że każde przeciąga na swoją stronę: kto miał rację.
Czy on, bo przecież mieli przerwę i nic-się-nie-stało?
Czy ona, bo przecież została zdradzona?
I tak sobie udowadniają, kto rację ma, a kto nie, jakby nie było w nich miejsca na obie perspektywy.
Jakby było tylko albo-albo.
Tymczasem człowiek ma sporą pojemność. Zmieści się w nim poczucie, że zraniło go jakieś wydarzenie, jak i myśl, że ten, kto działał w tamten sposób, nie umiał inaczej.
Połączy pragnienie, by coś otrzymać – ze świadomością, że drugi chce czegoś zupełnie innego.
Ulokuje w sobie dążenie do spokoju i harmonii, tuż obok decyzji dzielenia życia z kimś pełnym ekspresji i spontaniczności.
Pomieści swoją decyzję z czyimś niezadowoleniem z jej powodu.
I nie musi udowadniać racji, nie musi walczyć, przekonywać, namawiać do przyjęcia swojej perspektywy.
Jest w nim miejsce i na to, i na tamto.
W każdym z nas jest to miejsce.
Na trwanie przy swoich poglądach przy jednoczesnym uznaniu odmiennych poglądów innych ludzi.
Uznanie, że inaczej patrzymy na kwestie wychowania dzieci, edukacji, wysokości podatków, aborcji, związków partnerskich, in vitro i tak dalej.
I zanim zaczniemy szukać rozwiązań, możemy po prostu zacząć od przyjęcia, że tak jest. Że się różnimy i to nam nie musi zagrażać, nie musimy stawać przeciwko sobie z tego powodu.
Jest we mnie miejsce na zdenerwowanie, gdy moje dziecko przekracza wspólne ustalenia – przy jednoczesnym podziwie, że ma odwagę wybierać po swojemu, zmienić zdanie, gdy coś mu nie służy.
Jest przestrzeń na zmęczenie, gdy odrabianie lekcji staje się nie lada wyzwaniem – z jednoczesnym rozumieniem, że to taka część życia.
Jest akceptacja dla odmiennych poglądów dziadków z pragnieniem, by bliscy dzielili ze mną wartości.
Mamy mnóstwo miejsca na wszystko – tylko potrzeba je odkryć. Nauczono nas, że któraś perspektywa musi wygrać, że coś musi być na wierzchu, że nie ma innej drogi, jak konfrontacja i zwycięstwo czegoś kosztem czegoś innego.
Cóż więc z Rossem i Rachel? Gdyby on, zamiast udowadniać jej, że mieli przerwę i jego zachowanie było w porządku, posłuchał o jej bólu, rozczarowaniu, zaskoczeniu i zranieniu, mieszcząc zarówno swój punkt widzenia (“głupio wyszło, ale nie doszłoby do tego, gdyby nie padły słowa o przerwie”), jak i jej odczucia (“to ją zraniło i zatrząsnęło w posadach zaufaniem do mnie”) – czy wtedy sprawy potoczyłyby się inaczej? Pewnie mniej interesująco dla fabuły, ale jakoś bardziej pocieszająco i z większą nadzieją.
Nie twierdzę, że wystarczy posłuchać czyjejś perspektywy, by naprawić wszystko, co zostało naruszone.
Myślę jednak, że trudno jest naprawić, gdy nie chce się o tym bólu posłuchać.
Kiedy nie muszę wybierać, która perspektywa ma prawo bytu, a której prawa się nie należą – odkrywam swoją pojemność, a jej gabaryty mogą mnie zaskoczyć.
Zmieszczę i Rossa, i Rachel, i jeszcze zostanie trochę miejsca.
Foto: Ze zbiorów Unsplash
Cudne:)
Jest we mnie miejsce na zdenerwowanie, gdy moje dziecko przekracza wspólne ustalenia – przy jednoczesnym podziwie, że ma odwagę wybierać po swojemu, zmienić zdanie, gdy coś mu nie służy. Piękne, po prostu piękne. Dzisiaj robię kopiuj wklej na lodówkę
Bo człowiek to dziwna, pełna sprzeczności istota.
Bo może trzeba nam czasem schować ego do kieszeni i spojrzeć na sprawę oczami drugiej strony…?
Mi najtrudniej w domu, kiedy pojawiają się bardzo duże rozbieżności w podejściu do dzieci.
Kiedy ja widzę, że dziecko nie słucha albo ” źle się zachowuje” , bo jest jakaś trudność a męża to absolutnie nie interesuje w danej chwili, bo posłuszeństwo jest dla niego najważniejsze.
Oj pojemności wtedy brak :/
Wiele lat temu zostałam obdarowana taką historią: spotykali się już jakiś czas, on zaproponował, żeby się do niego wprowadziła. Ona nie była gotowa i odmówiła. On zrozumiał, że to już koniec i zrozpaczony przez chwilę poszukał ukojenia w innych ramionach. Tymczasem ona miała na myśli tylko tyle: że jeszcze nie jest gotowa na wspólne mieszkanie, nie że go nie kocha, że go nie chce. Chodziło jej wyłącznie o mieszkanie. Znajomi radzili, że nie może mu wybaczyć, że zrobił to raz, to na pewno będzie tak zawsze. A ona miała w sobie gotowość do usłyszenia go. I wbrew wszystkim wysłuchała i… Czytaj więcej »
Drugi człowiek, taki inny, taki różny. Cieszy, kiedy widzę podobieństwo, kiedy coś dzielimy, podobnie myślimy, rozumiemy się „bez słów” lub „wielu słowach”. Uczę się, że tak często się różnimy, mamy odmienne sposiby działania, reagowania, inne poglądy, że tak trudno zrozumieć i być wyslyvlchanym. Drugi człowiek, tak inny, tak daleki i tak bliski, tak potrzebny.
Też się tej postawy ciągle uczę, trudne ale piękne i potrzebne zwłaszcza w dzisiejszych czasach gdy jest tyle opinii i poglądów. Z drugiej strony rozumiem , ze pewne tematy mogą być kontrowersyjne i może być trudno się usłyszeć gdy chodzi o sytuacje gdy ktoś uważa cos za obiektywne zło a inni to popierają. Pytanie czy wszystko zależy od opinii. Jednak myślę ze warto rozmawiać o różnych perspektywach nawet na trudne tematy.
Przyjemny i mądry felieton.
Nie podoba mi się jedynie akapit, gdzie opisujesz zachowanie Rossa, a brak jest opisu postawy Rachel.
Z tego powodu cały felieton ma (dla mnie) wydźwięk jednostronny i wskazuje winnego. Wnika z niego, że nie oceniajmy i że rozmawiajmy, że szanujmy swoje uczucia i poglądy, ale generalnie to JEGO WINA.
Trudno mi się z tym nie zgodzić. Faktycznie to może tak brzmieć.
Dla rozszerzenia perspektywy 😉 dodam tylko, że nie myślę o winnym, a o „autorze” zdarzenia (wg nomenklatury stosowanej w Kręgach Naprawczych) , stąd takie ujęcie.
A do tego uwielbiam Rossa, w przeciwieństwie do Rachel, jestem więc jak najdalej od oskarżania go, nawet nieświadomie 😉
[…] Człowiek ma sporą pojemność. Zmieści się w nim poczucie, że zraniło go jakieś wydarzenie, jak i myśl, że ten, kto działał w tamten sposób, nie umiał inaczej. Połączy pragnienie, by coś otrzymać – ze świadomością, że drugi chce czegoś zupełnie innego. Ulokuje w sobie dążenie do spokoju i harmonii, tuż obok decyzji dzielenia życia z kimś pełnym ekspresji i spontaniczności. Pomieści swoją decyzję z czyimś niezadowoleniem z jej powodu. I nie musi udowadniać racji, nie musi walczyć, przekonywać, namawiać do przyjęcia swojej perspektywy. Jest w nim miejsce i na to, i na tamto. W każdym z nas jest to miejsce. Czyli Małgorzata Musiał z bloga Dobra Relacja i tekst pt. Ross i Rachel, czyli pojemność człowieka. […]
[…] Człowiek ma sporą pojemność. Zmieści się w nim poczucie, że zraniło go jakieś wydarzenie, jak i myśl, że ten, kto działał w tamten sposób, nie umiał inaczej. Połączy pragnienie, by coś otrzymać – ze świadomością, że drugi chce czegoś zupełnie innego. Ulokuje w sobie dążenie do spokoju i harmonii, tuż obok decyzji dzielenia życia z kimś pełnym ekspresji i spontaniczności. Pomieści swoją decyzję z czyimś niezadowoleniem z jej powodu. I nie musi udowadniać racji, nie musi walczyć, przekonywać, namawiać do przyjęcia swojej perspektywy. Jest w nim miejsce i na to, i na tamto. W każdym z nas jest to miejsce. Czyli Małgorzata Musiał z bloga Dobra Relacja i tekst pt. Ross i Rachel, czyli pojemność człowieka. […]
Faktycznie człowiek może znieść bardzo wiele. To dosyć oryginalna istota, której chyba nikt nie jest w stanie zrozumieć do końca.