Trzydziesty któryś tydzień ciąży. Ginekolog dwoi się i troi, by za pomocą super nowoczesnego sprzętu pokazać mi twarz mojej nienarodzonej jeszcze córki; jest niepocieszony, że obraz pokrywają artefakty.
Nie mam z tym najmniejszego problemu, chcę go zapewnić, obejrzę ją sobie już niedługo, bardzo dokładnie. Na żywo.
Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, ale to w tym momencie nasza relacja matka-dziecko zyskała swój ostateczny kształt.
Kształt potwierdzony dobitnie tuż przed terminem porodu. O ile bowiem końcówkę pierwszej ciąży spędzałam jak na szpilkach wyczekując momentu poznania swojego pierworodnego i snując wyobrażenia, jak to będzie, o tyle z nią byłam gotowa i spokojna czekać.
Ten moment przecież i tak nadejdzie.
I tak jest do dziś.
Nie spieszno mi po nic, nie zwisam nad własnym dzieckiem w oczekiwaniu, kiedy zacznie chodzić, mówić, liczyć, czytać, sznurować buty, sprzątać i gotować.
Owszem, czasem marzę, żeby to było już, bo wiem, że będzie mi lżej – ale te marzenia nie są już wypełnione po brzegi niecierpliwym odliczaniem.
Będzie, to będzie.
(To dzięki niej zobaczyłam sens całej wioski w wychowaniu dziecka. I głęboką ranę zadaną nam/mi przez rewolucję przemysłową. Zamknięcie matek z dziećmi w domach nie służy nikomu – ani matkom, ani dzieciom, ani murom bezradnie przyglądającym się frustracji jednych i drugich.)
Nie zwisam wyczekująco, może dlatego wybałuszam oczy, gdy oznajmia stanowczym tonem: “Przemyślałam to i podjęłam decyzję”. Od dawna wiem, że przemyśliwuje i decyduje, ale zaskakuje mnie, że ona o tym wie.
Nie zwisam, zatem lepiąc pierogi przeznaczam jakąś część ciasta na zatracenie. Dla niej. A niech sobie dziecko polepi.
Robi takie pierogi, że nie do odróżnienia od innych. Nie wiem nawet, kiedy posiadła tę sztukę.
Nie zwisam, więc z niedowierzaniem przystaję na usilne prośby zastąpienia rowerka biegowego “dorosłym”, z pedałami.
I z dziką radością obserwuję, jak zaczyna na nim zasuwać.
Ja wiem, że ona ma warunki – starsze, inspirujące rodzeństwo, a w pakiecie z rodzeństwem zabawki, gadżety i zajęcia dla “dużych dzieci”. Nie muszę podsuwać edukacyjnych zabawek, wyszukiwać kreatywnych zabaw, proponować rozwijających zajęć. One znajdują się same, prosto i za darmo.
To musi wspierać rozwój – i wspiera.
Ma też jednak ogrom luzu. Przestrzeni dla siebie. Mojego zaufania i spokoju. Oraz niewtrącania się w wiele spraw – bo jestem już na tyle dojrzała, że odłożyłam swój pedantyzm na półeczkę i jestem w stanie znieść w domu o wiele więcej rozgardiaszu, niż znosiłam dekadę temu.
I o ile kiedyś walczyłabym usilnie o to, aby rzeczy szły po mojej myśli, tak teraz coraz częściej potrafię na nie machać ręką. Nie musi być po mojemu, może być wedle twojej wizji, dziecko.
Chcesz, usiądę na tym krześle.
Chcesz, poczekam te pięć minut.
Rodzicielstwo po raz pierwszy było dla mnie odkrywaniem, że nie muszę usilnie ciągnąć dziecka za sobą.
Rodzicielstwo po raz drugi pokazało, jak dobrze jest być obok, blisko.
Rodzicielstwo po raz trzeci dowodzi, że czasem wystarczy być pół kroku za dzieckiem. I postarać się nadążyć.
Jeśli ten tekst był dla Ciebie wpierający i chcesz mnie wesprzeć w pisaniu kolejnych:
Foto: Unsplash
Mam jedno dziecko i staram się być te pół kroku za nią, pozwalać przewodzić, podążać za jej ideą. Paradoksalnie uważam że przy jednym dziecku jest to proste, bo mogę się do niej dostosować i poczekać te „5 minut”, skoro żaden niemowlak nie drze mi się w wózku ani żaden starszak nie potrzebuje być odprowadzony na zajęcia 🙂
Niesamowite, jak różnie wszyscy doświadczamy rodzicielstwa 🙂
Ja potrzebowałam aż trójki, by do tego dojrzeć – i z każdym kolejnym było mi łatwiej 🙂
Miałam tak samo 😉
też z trójką? Tworzę swoje prywatne statystyki 😉
Tak. Mamy troje dzieci. Pozdrawiam serdecznie.
Jesteśmy takimi mamami, jakimi potrafimy być w danym momencie. Najlepszymi, jakimi umiemy być 🙂 I chyba też takimi ludźmi, jakimi jesteśmy dla samych siebie. Jeżeli dla siebie jesteś łagodna, dajesz sobie czas na różne rzeczy, nie wywierasz presji, za dużo od siebie nie wymagasz, siłą rzeczy przenosi się to na twój stosunek do dziecka. Przynajmniej ze mną tak jest.
To prawda, sama dla siebie też trochę złagodniałam 🙂
Jak zwykle. W punkt. dzięki.
Chociaż ja wciąż przy dwójce.
to ostatnie zdanie zabrzmiało dośc otwarcie 🙂
Ja się zastanawiam, czy czwartego to należałoby się bać wobec powyższego tekstu 😉
Zgadzam się z tym co napisałaś i czuję podobnie. Ale jednocześnie myślę sobie, że jest to efektem nie tylko naszej rosnącej świadomości ale też wynikiem tego, że starsza dwójka dba o to żeby nie „osaczyć” najmłodszego i być dla wszystkich. A to, że sami sobie dostarczają najwięcej bodźców było już widać przy drugim synku, który dużo szybciej dorastał do pewnych rzeczy. Wystarczy właśnie być te pół kroku dalej żeby pozwolić dziecku się rozwijać i zaobserwować jak świetnie sobie potrafi poradzić:)
Prawda! Wiele czynników się na to złożyło. I tak mi fajnie obserwować ją i ich wszystkich razem, z tej perspektywy pół kroku z tyłu 😉
U mnie instynktownie dzieje sie tak przy pierwszej. Cierpliwie czekam na kolejny krok rozwojowy. Nie porownuje jej z innymi dziecmi nie myle ze jest gorsza bo wypowiada tylko 5 slow. Pozwalam wchodzic na murki. Przysiadac na krawezniku. Przezywac po swojemu. I niestety widze ze stanoi to duzy problem dla dziadkow bo to dla nich przejaw manipulacji przez dziecko i w hodzenia na glowe. A ja robie swoje…pol kroku za moja pa ienka.
ach to wchodzenie na głowę 🙂
I jeszcze – nieznajomość słowa NIE. W przypadku dwulatka diagnozowana nagminnie 😉
Miałam tak samo. Wieczne zdziwienie dziadków, w ogóle całej rodziny. Złośliwe komentarze, wyśmiewanie, krytykanctwo – wymieniać można bez końca. Przyklejono mi łatkę „nienormalnej”, „nawiedzonej”, „wariatki”. Ale gdy syn zbliżał się do drugich urodzin, to jakoś dziadkowie zmienili zdanie – teraz mówią, że „minęłam się z powołaniem, powinnam być pedagogiem” 😉 Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, by robić tak jak podpowiada nam serce (intuicja? instynkt macierzyński?). Czasem efekty naszego wychowywania są widoczne dla otoczenia dopiero po dłuższym czasie – może dziadkowie i reszta potrzebują dorosnąć do tego, że można wychowywać dziecko inaczej niż dotąd myśleli? Zawsze w głębi… Czytaj więcej »
A może to machnięcie ręką to wynik skrajnego zmęczenia?:))) Mi wycieńczenie fizyczne nie pozwala już dogonić trzeciej córeczki i dlatego jestem pewnie nawet krok za nią. Moich dwóch starszych synów to już pognało kilometry zostawiając mnie w tyle. Ale to cudowne, budujące i błogosławione zmęczenie.
zmęczenie swoją drogą, ale to jest takie nieumęczone machnięcie 😉
Dokładnie:) ahhahahahah widzę siebie!
Ciekawy tekst… chociaż ja już przy pierworodnym staram się podążać pół kroku za nim..myślę, że to kwestia dojrzałości, doświadczeń i może też wieku – teraz matki zostają matkami późno, ja miałam 30lat, więc myślę, że gdybym była 20-latką, też pewnie wszystko wyglądałoby inaczej 🙂 Bardziej mnie ostatnio dotyka problem „całej wioski w wychowaniu dziecka. I głęboką ranę zadaną nam/mi przez rewolucję przemysłową. Zamknięcie matek z dziećmi w domach nie służy nikomu – ani matkom, ani dzieciom, ani murom bezradnie przyglądającym się frustracji jednych i drugich.)” Zamknięcie matek w domach…chyba jeszcze gorzej w blokach..dzieci na betonowych blokowiskach…przed komputerami, z telefonami, tabletami… Czytaj więcej »
to mi też mocno gra.
Staram się wioskę tworzyć na tyle, na ile umiem. Myślę, że to dużo, kiedy znamy źródło problemu, umiemy je wychwycic i nazwać. Dopiero wtedy można sensownie szukac alternatywy. W tym świecie, w którym żyjemy.
A ja się zastanawiam. Tak mi się życie układa w dużej mierze przeze mnie, ze mój 2katek od urodzenia dużo czasu spędza u dziadków . Tam 100% wszystko jest dla niej. Uwaga ich i czas. Wspólnie wszystko od zawsze. Są na każde zawolanie, lze, „nie umiem” , „pomóż”. Ja jestem dużo mniej bo na godzien jest jeszcze kilka spraw do ogarnięcia ale tez lubię zachęcić ” spróbuj sama” lub dać czas sam na sam ze sobą. I zastanawiam się czy opieka dziadków jest tym o czym piszesz czy juz stracone i dziecko jest stłumione i nauczone ze ZAWSZE ktoś pomoże,… Czytaj więcej »
Ty masz ogromny wpływ, a Twoja relacja, relacja rodzica, z Twoim dzieckiem jest kluczowa.
A czy Twoja córka wygląda na „stłamszoną”? Nieporadną i samodzielną?
Córka jest samodzielną i na pewno ma własne zdanie i o nie walczy. Nie uważam ze jest stłamszona. Jednak boi sie wielu rzeczy. Sama nie zjedzie na zjeżdżalni tylko z kimś za rączkę. Boi sie bardzo obcych. Ale nie jest niesamodzielna.
ma prawo się bać. Jest jeszcze mała – a nawet gdyby była duża, ma prawo bać się róznych rzeczy.
W Twoim opisie nie widzę nic niepokojącego 🙂
Dziękuję Ci za ten osobisty wpis. Pokazuje mi, że nie kazdy od razu ma tak idealnie, że wie i czuje. Ze pewność rodzi się z czasem, z czasem rodzi się dystans. I wiele innych rzeczy. Ja mam „tylko” dwie córki ale sama widzę, że obie inaczej czuję. Z innym podejściem patrzę na nie. W miniony weekend miałam okazję uczestniczyć w warsztacie Marty Sikorskiej. Pokazała nam karty, na których po jednej stronie było napisane np. Jestes nieposłuszny a po drugiej- kiedy mowię, że… Mam na myśli…? I tu rozwinięcia, ktore pojawiają się w głowie: np jest mi trudno, bo potrzebuję więcej… Czytaj więcej »
Mam pewne podejrzenia, czemu tak bywa – bo bywa nie tylko u Was 🙂
I pewnie wiesz, że poczucie winy nie wpłynie konstrukcyjnie. Lepiej byłoby przekształcić je w żmudną pracę na odwracaniu karty starszej córki na tę drugą, nieoceniającą stronę 🙂
Bardzo się staram.;) zależy mi
Właśnie wczoraj analizowałam mojego drugiego syna, czy jego przypadkiem nie zaniedbałam, po tym jak pojawili się bracia bliźniacy, kiedy on miał 2 lata. Nie czytałam z nim tyle co wcześniej , nie miałam czasu na wspólne zabawy, rysowanie itp. Wolny czas spędzał ze starszą córką, mniej było mojej kontroli, mojego „wtrącania się ” do zabaw. Zauważam wiele różnic między nim teraz a siostrą w jego wieku i zastanawiam sie ile w tym mojej winy a ile tego ze jest chłopakiem, ze ma tyle rodzeństwa. Może nie jest tak błyskotliwy jak siostra, nie uczy się na pamięć wierszyków i piosenek jak… Czytaj więcej »
Mi się wydaje, że często nasze oczekiwania, co rodzice powinni robić z dziećmi, zupełnie rozmijają się z tym, czego potrzebują dzieci.
Dziekuje za swietnego bloga. Kazdy wpis daje do myslenia. Jak ja sie ciesze, ze tu trafilam! 🙂 Oby otwieraly sie nam i oczy, i serca. Pozdrawiam serdecznie
Witamy na pokładzie 🙂
Witaj….czytam wpisy i często są dla mnie inspiracją i ooo ja też tak sądzę. Dziś przeczytałam i choć mam jedno dziecko to zgadzam się z tym stwierdzeniem, że to mały człowiek prowadzi nas przez świat i to on pomaga nam przez niego przejść. Moje początki nie były idealne choć chciałam być perfekcyjna …W ciąży wiedziałam jak będzie wyglądał poród, karmienie piersią i moje podejście. .ha!poród poszło jak chciałam, kp z trudnościami ( jak to możliwe? 😉 ) i ostatnia rzecz moje spojrzenie na świat dziecka…uczyłam się długo i nadal uczę rozumieć i zrozumieć. Czasami bywało to trudne dla mnie bo… Czytaj więcej »
A z każdym kolejnym dzieckiem ulga rośnie! 🙂