– Ależ ja tak intuicyjnie robiłam/robiłem! – wyrywa się nierzadko zdumionym rodzicom podczas warsztatów.
– Intuicyjnie czuję, że to nie jest dobre rozwiązanie, ale nie wiem, co mogę zrobić w zamian – z takimi dylematami zwracają się z prośbą o poradę.
Intuicja, intuicyjnie, co to właściwie znaczy? Czy można intuicji zaufać? I czy można jej nie mieć?
Intuicja nie jest magiczną mocą, darem dla wybranych. Składają się na nią wszystkie nasze wcześniejsze doświadczenia, zebrane i uporządkowane przez nasz mózg nieświadomie, bez naszego udziału. Mnóstwo informacji nasz mózg gromadzi nie zaprzątając nam tym głowy (dosłownie!). Kataloguje je i odkłada na później, błyskawicznie wracając do nich w razie potrzeby.
Intuicji nie potrafimy wytłumaczyć, podeprzeć racjonalnymi argumentami
– w każdym razie nie zawsze.
Po prostu to wiem. Po prostu to czuję.
Niebagatelne znaczenie dla intuicji ma empatia. Kiedy rodzic próbuje nauczyć dziecko samodzielnego zasypiania, ale w konfrontacji z płaczem zza ściany pęka mu serce, to nie jest bycie „ za miękkim”, „nadwrażliwym” czy „niekonsekwentnym”.
To intuicyjne poczucie, że obrana droga jest niewłaściwa. I że należy ją zmienić.
Część rodziców ulega intuicji, część lekceważy jej wołania. Odczucia odczuciami, ale fachowcy twierdzą…, specjaliści radzą…, eksperci przekonują…
Bywa, że intuicja jest zakopana pod tonami rad dobrych cioć, newsów z poradników dla rodziców i najróżniejszych rewelacji z gazetek o dzieciach – tak głęboko, że trudno ją usłyszeć. Potrzeba czegoś, co ją odkopie, wydobędzie choć częściowo na wierzch i pozwoli jej przemawiać tym mądrym, doświadczonym głosem.
Moja była zawalona totalnie. Zasypana, zakopana, nie docierała do mnie ze swym wołaniem, gdy podejmowałam najróżniejsze – ważne i błahe – decyzje rodzicielskie.
Bo mi wejdzie na głowę, bo się przyzwyczai, bo chce rządzić etc. – takie echo odbijało się we mnie, skutecznie ją zagłuszając.
Przebudzenie było silne; dziś myślę, że trochę przeemocjonowane, ale mimo wszystko – skuteczne.
Doznałam go podczas lektury „W głębi kontinuum” J. Liedloff, a w zasadzie jednego łzawego fragmentu opisującego odczucia malutkiego niemowlęcia pozostawionego samotnie w swoim pokoju, w swoim łóżeczku.
Trafiło. Od tego momentu jestem w swojej intuicji zakochana, nie tylko dlatego, że pomaga mi zrozumieć dzieci, podejmować decyzje, koi rozterki.
Przede wszystkim dlatego, że dzięki niej jestem pewna tego, co robię. Umiem odsiewać to, co „moje” od tego, co absolutnie do mnie nie pasuje. Nie muszę rzucać się od książki do książki, zmieniać metod, technik, poglądów – bo tak powiedział X lub Y, a oni są ekspertami.
Czuję się ekspertką od własnych dzieci – i nie dlatego, że naczytałam się książek lub przeszłam mnóstwo szkoleń.
Dlatego ogromnie wierzę w rodzicielską intuicję. Wiem, że każdy z nas ją ma, i ona genialnie wyznacza kierunek naszych rodzicielskich działań.
Absolutnie nie podważam przy tym zasadności dokształcania się – obracania różnych sytuacji pod różnym kątem, a zwłaszcza pod kątem patrzenia dziecka. To bardzo ważny proces rodzicielskiego samodoskonalenia, zwłaszcza że często wielu umiejętności po prostu nie nabyliśmy nigdy wcześniej – a intuicja opiera się nie na magii, ale na tym, czego już doświadczyliśmy.
Te umiejętności są nam potrzebne, ich szlifowanie jest niezbędne – ale to intuicja podpowie nam, czy w naszym przypadku, w tym momencie, dla naszego dziecka, proponowane rozwiązanie jest właściwe. Zasadne. Pomocne.
Trzeba tylko zechcieć jej zaufać, wysłuchać. A im więcej zechcemy słuchać, tym chętniej będzie się odzywać.
Foto: Unsplash
Ile razy coś mi podpowiadało, że trzeba zrobić inaczej, ale orientowałam się za późno. Wiele razy żałowałam, że nie posłuchałam wewnętrznego głosu. Często ignorowałam intuicję przez pośpiech albo dlatego, że ktoś mądrzejszy uznał inaczej niż ja i to mi się wydawało usprawiedliwieniem. Od jakiegoś czasu wsłuchuję się bardziej w siebie, ale spotykam się częściej ze zdziwieniem i brakiem zrozumienia. Jednak wychodzę na plus 🙂 Intuicja jest najlepszym doradcą!