Nieprzysiadalnie

Czasem miewam takie dni – a o tym, że to jest jeden z tych dni, wiem zanim jeszcze otworzę porządnie oczy – w których jestem zupełnie nieprzysiadalna. Wstaję lewą nogą. Warczę i kąsam, mówię głupoty, nie chce mi się z nikim gadać.

 

 

Nie śmieszą mnie żarty, nie bawią zabawy, średnio interesuje mnie zajmowanie się czymkolwiek innym poza dotrwaniem do końca dnia i powitaniem następnego.

 

 

A jednocześnie bardzo potrzebuję wtedy wsparcia. Tego, żeby mąż zrobił mi herbaty, żeby nikt nie brał sobie do serca mojej opryskliwości, żeby nikt nie drążył i nie naciskał, co też się ze mną dzieje. Żeby nikt mi nie wyłuszczał, że gadam głupoty – doskonale o tym wiem przecież, zły humor nie oznacza utraty rozumu. Chcę czuć się kochana nawet wtedy, gdy kłuję jak sto jeży. Kochana na odległość, ale równie mocno, jak zazwyczaj.

 

 

I chociaż te dni są niełatwe dla mnie i całej mojej rodziny, od jakiegoś czasu zaczynam dostrzegać ich sens. Gdyby ich nie było, nie rozumiałabym, czego najbardziej potrzebują moje dzieci, gdy akurat obudzą się w nastroju mocno nieprzysiadalnym.

 

 

Gdy przychodzą na śniadanie i nie odpowiadają na dzień dobry. Gdy nie reagują na moje prośby czy nawet polecenia – a przecież jeszcze wczoraj tak pięknie nam się razem współpracowało. Gdy czepiają się rodzeństwa z nadmierną częstotliwością i natężeniem, urządzając karczemne awantury o nieznacznie przesuniętą linijkę na biurku. Gdy kłują jak sto jeży.

 

 

Tłumaczę więc rodzeństwu, że to taki dzień, że lepiej po prostu dziś schodzić bratu/siostrze z drogi, że każdy z nas czasem tak ma – ale to mija, i że to nie jest skierowane przeciw nam, choć może tak wyglądać.

 

 

Zaparzam herbatę, nie drążę, nie pouczam i nie wygłaszam umoralniających kazań. Celem jest dotrwanie do końca tego dnia i powitanie następnego.

 

 

A następnego dnia faktycznie wszystko wraca na swoje miejsce i wszyscy jesteśmy tacy, jak zawsze. Przysiadalni i mocno przekonani o tym, że mamy miłość naszych bliskich nawet wtedy, gdy robimy wszystko, by odebrać sobie prawo do bycia kochanym.

 

Foto: Unsplash

 

Podziel się tym artykułem: 

Share on facebook
Share on email
Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emilia Góźdź
11 lat temu

Przez długi czas było mi trudno zaakceptować „ciche dni” mojego męża. Zdecydowanie łatwiej jest od kiedy mam świadomość, że w tej ciszy jest przecież ta sama miłość, a może jeszcze większa… bo właśnie „pomimo” wszystko…

Monika Myszka-Wieczerzak

Tak, jednym z cudów świadomego rodzicielstwa jest to, że nasze dzieci uczą nas z troską traktować samych siebie i odwrotnie: gdy mamy kontakt ze swoimi emocjami, łatwiej nam okazać wyrozumiałość dla uczuć naszych pociech.

stopkalog_bw

© 2013-2025 Małgorzata Musiał.
Wszystkie Prawa Zastrzeżone

2
0
Skomentuj!x