Znam ją bardzo dobrze, jak chyba mało kto.
Miła, uśmiechnięta, inteligentna. Niektórzy mówią “asertywna”.
Ona sama nigdy nie myśli o sobie w ten sposób. Jej asertywność kończy się wobec argumentów drugiej strony. Niezwykle łatwo przekonać ją, że się myli, że nie ma racji, że przesadza, błądzi, wyolbrzymia. Że się użala nad sobą, roztkliwia, a inni mają gorzej przecież.
Kiedyś było jeszcze trudniej. Teraz przynajmniej umie pójść sama na zakupy i zdecydować, co jej się podoba, kupić to, a potem nosić dla samej siebie.
Kiedyś chodziła na zakupy tylko z koleżanką, kupowała tylko to, co kupowały inne koleżanki i co – jej zdaniem – zyskałoby aprobatę jak najszerszego ich grona.
Typowe dla nastolatek, prawda? Tylko ona umierała, gdy aprobaty nie było. Czuła się nikim. Rozpływała się wśród koleżanek i chciała zniknąć.
Nie tyle nie umiała podjąć własnej decyzji. Ona po prostu w ogóle nie wiedziała, jaka to jest własna. Swoja. Umiała myśleć, patrzeć i czuć tylko tak, jak wydawało jej się, że patrzą, myślą i czują inni.
Lampka zapaliła jej się dopiero, gdy została popchnięta przez pracodawcę. Niegroźnie, i tylko raz – i to właśnie uruchomiło alarm.
Bo zamiast stanąć na straży własnych granic, zaczęła go usprawiedliwiać. Że to nic takiego. Że pewnie jej się wydawało. Że to się więcej nie powtórzyło przecież, no bo jakby się powtórzyło, to ona by już się tym zajęła, ale tak, to nie ma co się szarpać…
Nie, nie będę wam kreślić łzawej historyjki o tym, jak potem pobił ją mąż i okradły własne dzieci. Jej mężem został człowiek, który pomógł jej odnaleźć zagubione granice, a dzieci wspierały ten proces całym swym dziecięcym potencjałem.
Piszę o tym, bo ona jest dla mnie wsparciem, o które nawet siebie nie podejrzewała.
“Nie zliczę, ile razy słyszałam, żebym nie przesadzała. Że powinnam być mądrzejsza i nie przeżywać tak drobiazgów. Że wcale nie jest tak, jak widzę/myślę/czuję, tylko zupełnie odwrotnie. Że nie mam racji, bo rację ma mama, tata, babcia i sąsiad z naprzeciwka, ale na pewno nie ja. Co ja sobie wyobrażam, za kogo ja się uważam.
Nawet kiedy przepraszali, mówili ‘ale wiesz, zachowałaś się tak paskudnie, że nie mogłem nie nakrzyczeć’ „.
Za każdym razem, gdy mam ochotę powiedzieć któremuś z własnych dzieci, żeby nie przesadzało, że nic takiego się nie stało, że nie jest tak, jak ono widzi, bo ja widzę lepiej, że moja racja jest mojsza – widzę ją.
I choćby przyszło tysiąc atletów i każdy nie wiem jak się wytężał, to w obszarze poszanowania perspektywy dziecka nic nie działa na mnie lepiej, niż ta historia. Mówcie, co chcecie – że przesada, że to taka osobowość, że nie można zrzucać wszystkiego na kilka nieopatrznie wypowiedzianych w dzieciństwie zdań.
Pewnie, że nie można. Te kilka zdań tylko obrazuje pewną atmosferę, którą ona nasiąkała latami.
Chcę, żeby moje dzieci nasiąkały przekonaniem, że to, co czują, myślą i widzą, jest ważne. Jest zasadne. Jest prawdziwe.
Mają prawo złościć się i nie być z tego powodu ani uciszane, ani wyśmiewane. Mogą płakać. Mogą widzieć świat inaczej niż ja. Mogą zwracać uwagę na zupełnie inne detale niż te, który przykuły moją.
Mogą być głodne wtedy, kiedy czują głód, a nie wtedy, kiedy ja uważam, że czas zjeść. Mogą decydować o tym, jak się ubiorą. I czy zmarzną. Mogą być smutne i płakać długo, gdy złamie się herbatnik.
Mogą w końcu zarzucać mi, że bagatelizuję ich problemy, kiedy ja tyle wysiłku wkładam w niebagatelizowanie. To jest ich odczucie i bezcelowe wydaje się bronienie udowadnianiem “Ale przecież to nieprawda, bo jak mi powiedziałaś, że nie umiesz narysować kotka, to przerwałam czytanie i od razu zajęłam się rysowaniem razem z tobą!” .
Zamiast tego wolę skupić się na tym, co dziecko mi sygnalizuje, choć bywa to nieziemsko trudne (przyznać – “Potrzebowałaś więcej mojej uwagi, niż ci wtedy dałam. Dziękuję, że mi o tym mówisz”).
Im bardziej bowiem dociekam, czy świat drugiej osoby jest prawdziwy, tym dalej od tego prawdziwego świata jestem.
Foto: Unsplash
Czyli mam nowe zadanie na Wielki Post.
Dzięki.
Powodzenia 🙂
Ta dziewczyna, to chyba ja…
Straszliwie trudno jest postępować tak, żeby córka nie była taka jak ja, jednocześnie mając gdzieś głęboko w głowie takie a nie inne wzorce. Najczęściej się udaje, ale niestety nie zawsze.
Trudno, to prawda. I przełamywanie schematów chyba musi wiązać się z takim „nie zawsze się uda” – moim zdaniem ważny jest całokształt, a nie pojedyncze sytuacje. A nawet kiedy się nie uda, kiedy się zapomni – zawsze można się zatrzymać, cofnąć, spróbować raz jeszcze. Dla dzieci to bardzo ważne.
tak bardzo zobaczyłam w tym obrazku siebie…
Piękny tekst, osobiście za niego dziękuję.
Czasem widzę obraz z filmu „Uciekająca panna młoda” z Julią Roberts która próbuje różne dania z jajek żeby stwierdzić które lubi. Wcześniej wybierała te które lubił jej obecny chłopak. Ja miałam tak przez lata mojej młodości, że nie wiedziałam czego chce i chciałam tylko tego co było po najmniejszej lini oporu – nie umiałam się sprzeciwić nikomu i przyzwyczaiłam się do tego – wydawało się że tak jest ok. Do momentu kiedy nie poszłam do internatu a potem na studia – wtedy bardzo powoli budził się we mnie bunt. Byłam bezradna wobec sprzecznych pragnień ludzi mnie otaczających – wpadałam w… Czytaj więcej »
O tak, myślę, że dzieci mają ogromny potencjał, aby pomóc rodzicom odnaleźć zagubione granice.
Gratuluję tego zwycięstwa!
Gosiu,
dziękuję Ci za ten tekst. Bardzo dla mnie ważny…:)
Zaskoczyło mnie, dla jak wielu osób okazał się ważny.
Pozdrawiam cię ciepło, Aniu.
Ja mam w tym temacie bardziej złożony problem. Mam troje dzieci i każde sygnalizuje mi, że potrzebuje więcej. Każde płacze nad herbatnikiem o chwilę dłużej niż jest to do wytrzymania, każde zmienia co chwilę zdanie w co chce się ubrać. Chcę, chcę żeby rozumiały i szanowały własne potrzeby, chcę żeby czuły się ważne, chcę żeby były sobą. Tylko że poza rozmawianiem o księżniczkach i budowie koparki, poza opanowywaniem buntu dwulatka muszę też utrzymać rodzinę, zadbać o posiłki, higienę, bezpieczeństwo ( a każde chce jeść wtedy kiedy ma ochotę, a nie wtedy kiedy jest przygotowane). Pracuję w domu z najmłodszym dzieckiem… Czytaj więcej »
Pani Justyno; po tygodniu ze zdrowiejącą dwójka maluchów miałam tez takie przemyślenia…. Też słucham dzieci i traktuje poważnie ich „chcę” i „nie chcę”, ale generalnie nie karmię „na życzenie”, tylko obiad jest wtedy, gdy jest. Tzn. pory raczej dostosowuję do ich normalnych potrzeb, a gdy krzyczą, że już są głodne, przyspieszamy; gdy mówią – teraz nie jestem głodna, bardzo często oznacza to, że po prostu sa czymś zajęte. mamy taką zasadę, że do stołu się przychodzi, a zjada się tyle, na ile ma się apetyt….. No bo pewne zasady muszą byc; słuchanie się i szacunek do dziecka (oraz do mnie)… Czytaj więcej »
Myślę, że pochylanie się nad potrzebami dzieci nie musi oznaczać poświęcania całej uwagi tylko im. Myślę, że kiedy „chcę” dziecka jest w danym momencie niemożliwe, nie chodzi o to, by stawać na rzęsach i czynić je możliwym, ale dać wyraz temu, że się je widzi. -Słyszę, że masz mi coś bardzo ważnego do powiedzenia. Teraz przygotowuję się do pracy i nie jestem w stanie się skupić. Bardzo jednak jestem ciekawa, co mi chcesz opowiedzieć, możemy porozmawiać po obiedzie? Dziecko wcale nie musi przyjąć tego z radością, a może po obiedzie nie będzie już chciało rozmawiac, bo temat przestanie być interesujący… Czytaj więcej »
Bardzo podoba mi się sposób w jaki opisałaś nasiąkanie dziewczęcej psychiki komunikatami zaprzeczającymi jej tożsamości. Pojawiają mi się przed oczami wszystkie śpiące królewny, księżniczki zamykane w wieży, które nie mają dostępu do swojego świata. Rozumiem, że Ciebie obudził królewicz 🙂 Miałaś szczęście. Dziękuję Ci za ten tekst.
Nigdy nie pomyslałam o tym w ten sposób, ale w zasadzie tak, królewicz 🙂
Witam dziewczyny, mam troje dzieci 6,10,12lat. Mam sposób na złamany herbatnik proponuję dziecku go skleić, ale niestety wtedy nie będzie się nadawał do zjedzenia, więc okazuje się, że dziecko woli zjeść połamanego. Kiedy dziecko w drodze do celu nie chce dalej iść proponuję z miłością, że może sobie tu posiedzieć, a jak będę wracała to je zabiorę to działa już na 2-3latka, nagle nabiera ochoty. Posiłki? Niezjedzony obiad- ustalamy minimum, które ma zniknąć z tależa jeżeli chce się mieć później jakieś przekąski. Są sytuacje, w których dziecka grymasy są nie na miejscu. Dzieci mają prawo chcieć kiedy mogą i wiedzą… Czytaj więcej »
Tak, zapędzamy się często sami. Zapominamy o tym, że nasze potrzeby nie są ani trochę mniej ważne niż potrzeby dzieci, odmawiamy sobie prawa do ich zaspokajania. Byłabym jednak ostrożna z zapowiedziami, których nie jesteśmy w stanie zrealizować. Nie zostawiłabym 2-3latka samego, więc nie warto mu podsuwać takiego rozwiązania. Wcale nie byłam taka mądra kiedyś, i próbowałam w ten sposób wpływać na swoje dziecko, poległam wobec jego totalnej obojętności. Poszłam, a ono wcale się nie przejęło. Nie warto brnąć w sytuacje, które są tylko pogróżką. Mam doświadczenie, że lepiej dogadać się, kiedy zamiast eliminowac grymasy, schodzę pod ich powierzchnię i szukam… Czytaj więcej »
Jak mogłabym powiedzieć, że zmęczenie dziecka drogą, znudzenie i brak napędu jest „nie na miejscu”? Po prostu jest, tak jak bywa i moje znużenie i brak sił. Sposób mam na kamyk. Może być i kijek i kreda i cokolwiek. Przysłowiowy kamyk, który rozładuje bunt, rodzące się napięcie i znużenie. Zapewniam, że 99% przedszkolaków przejdzie z kamykiem nawet i 2 niechciane kilometry a 6 latek może i 4. A więc dajemy dziecku kamyk i pozwalamy potoczyć chodnikiem. Kiedy do niego dochodzimy robimy 3 podskoki, obrót lub inną aktywność, którą na zmiane z dzieckiem ustalamy. I wcale nie chodzi o to żeby… Czytaj więcej »
Świetny artykuł dla mnie akurat na dziś. Bo właśnie dziś nie dostrzegłam świata swojej córki i jej pozornie błahego powodu do płaczu. Bo miałam dość jej szlochania i prosiłam, żeby przestała. A przecież ja też zawsze cierpię, kiedy ktoś zamiast okazania mi empatii, prosi, żebym wzięła się w garść i przestała nad sobą użalać. Dziękuję za przypomnienie 🙂
Fajny tekst i bardzo mi bliski. Dzieci (mam ich 4) bardzo pomagają mi na nowo zdefiniować siebie, określić moje granice, wytrzymałości również 😉 Ważność, uważność, codzienność, życie…szukam balansu pomiędzy „chcę” a „potrzebuję” moich dzieci. Bo „chcę teraz ubrać sandałki” (jest minus pięć). Nie, to nie dziecko poniesie konsekwencje, albo poniesie je tylko trochę, bo zmarzną mu nóżki. Konsekwencje poniesie cała rodzina, bo…choroba, lekarz, koszty, uziemienie w domu całej czwórki dzieci i leżąca i kwicząca codzienna logistyka. Jedzenie…no fajnie, nie jesteś teraz głodna …ok… Dom to nie restauracja. Nie musisz jeść wtedy gdy podaję, ale możesz zjeść tyle i tylko to,… Czytaj więcej »
To balansowanie między odpowiedzialnością rodzica a samodzielnością dziecka to jedna z trudniejszych dla mnie rzeczy w rodzicielstwie. Dzięki, że piszesz o tym 🙂
Myślę, że nawet kiedy nie mogę zgodzić się na to, czego chce dziecko, mam możliwość odmówienia mu w taki sposób, żeby nie poczuło się lekceważone. I warto z tej mozliwości korzystac, nazywając to, co dla dziecka w danym momencie ważne.
Bardzo trudno powiedzieć samej sobie „moje uczucia są ważne” gdy ciągle gdzieś z tyłu głowy słychać matczyne „nie przesadzaj”. Jestem juz dorosła, mam swoją rodzinę, a moja mama wciąż to powtarza. Dzięki temu zanim zadzwonię do lekarza 5 dni zastanawiam się czy przypadkiem „nie przesadzam”. Może jednak tak mocno nie boli i samo przejdzie? A gdy złoszcze się na męża, to potem zawsze ja idę go przepraszać, „przesadziłam z reakcją” mowię. I nawet teraz pisząc ten komentarz się zastanawiam – może przesadzam, bo wcale nie jest tak źle? Jak nauczyć dziecko pewności siebie, zaufania do własnych uczuć, umiejętności podejmowania decyzji,… Czytaj więcej »
Mam wrażenie, że jest to jedna z tych rzeczy, które można w dzieciach pielęgnować nawet, gdy samemu się jej nie posiada.
Pierwszy krok – zobaczyć, że tego mi brakuje i że nie chcę odebrać tego własnemu dziecku.
Drugi – za każdym razem, gdy chcę zanegować to, co czuje/myśli/widzi dziecko, gryzę się w język. Nawet w połowie zdania. Nawet po wypowiedzeniu zdania. Zawsze mogę powiedzieć to jeszcze raz, inaczej.
Powodzenia 🙂
Być pewnym tego, czego się chce i do czego dąży – dobrze, jeśli od najmłodszych lat dziecko samo próbuje się określić, zamiast przyjmować szablony postępowań.
Całe szczęście, że dzieci od najmłodszych lat bardzo próbują to określać samodzielnie. Nie trzeba ich raczej specjalnie do tego zachęcać 🙂
Dziekuje to bardzo wazny dla mnie artykul widze w nim siebie .Mama dotej pory jest taka boje sie do niej jezdzic kloce sie z nia zeby walczyc o swoje zdanie i prawa.Wracam smutna wyczerpana bo slysze ze jestem zla bo nie okazuje szacunku we wszystkim nie slucham mamy , ze wogole mam czelnosc powiedziec ze cos jest nie tak wobec mnie dzieci mojej siostry:( boje sie ze stane sie taka jak mama walcze z tym probuje nie popelniac tych samych bledow.Nie che zyc do smierci zyciem dzieci tylko swoim .To jest codzienna walka bo maz zaniza moje poczucie wartosci i… Czytaj więcej »
Dużo wokół Pani tych osób ściągających w dół. Znajdują się tez takie, które dodają skrzydeł? To mogłoby pomóc na początek.