Wiele razy doświadczałam korzyści płynących z pochylania się nad dzieckiem. Nie, że taka moda, że teraz tak się bezstresowo wychowuje, że się trzęsę nad tymi swoimi pisklątkami.
Tylko autentycznie doświadczam, ile dobrego wypływa z faktu, że zamiast ukarać, odesłać, nakrzyczeć czy skarcić w jakikolwiek inny sposób, próbuję zrozumieć moje dzieci.
I mimo iż doświadczałam tego mnóstwo razy, wciąż bywam zdumiona mocą takiego podejścia.
Moja średnia córka została zaproszona przez koleżankę na noc. Pierwszą jej samodzielną noc poza domem – gdy wcześniej nocowała u naszych przyjaciół, towarzyszył jej brat. Tym razem miała być zupełnie sama.
Marzyła o takiej chwili bardzo długo, więc była zachwycona tą propozycją. Czekała niecierpliwie calutki tydzień, odliczając dzień po dniu.
Wreszcie nadszedł piątek. Spakowana, oczekiwała godziny wyjścia z domu. W połowie dnia jednak zaczęła się zachowywać w nieprzyjemny sposób – wciąż kłóciła się z młodszą siostrą, bardzo niegrzecznie odzywała się do mnie przy obiedzie, rozgrzebując jedzenie na talerzu. Nie od razu załapałam, o co chodzi, jednak widziałam wyraźnie, że coś ją męczy.
– Jakaś smutna chyba jesteś – delikatnie zarzuciłam wędkę.
– Nie jestem smutna, tylko mam zły humor – odparła markotnie.
Wtedy mnie olśniło.
– Czy ty się trochę martwisz tym wyjściem?
– Yhm… – wykrztusiła.
– Obawiasz się nocy poza domem. – domyśliłam się.
– Tak. – oczy zaszkliły jej się niebezpiecznie.
– Z jednej strony cieszysz się na wielką przygodę, a z drugiej martwisz się, jak sobie poradzisz.
– Tak. Boję się, że w nocy będę chciała przyjść do ciebie, a ty będziesz wtedy daleko.
Potem nastąpiła dłuższa chwila zastanawiania się, co by jej pomogło. Stanęło na ukochanej poduszce i telefonie do mamy tuż przed zaśnięciem.
Od razu po rozmowie odprężona zabrała się do jedzenia, opowiadając z przejęciem, w jakie zabawy będą się bawiły. Popołudnie upłynęło nam już w zupełnie miłej atmosferze.
Ja jednak nie mogłam otrząsnąć się po tej sytuacji z tego dobitnego efektu króciutkiej rozmowy.
Łatwiej byłoby przecież powiedzieć – jeśli będziesz się zachowywała w taki sposób, nigdzie dziś nie pójdziesz!
I uzyskać efekt w postaci poprawy zachowania (albo i nie), a jednak nie pomóc dziecku uporać się z problemem, który je uciskał.
Nie to jest ważne, CZY coś działa. Ważne jest JAK to działa.
Foto: Unsplash
Moc uświadomionych i nazwanych emocji… Piękne!!!
działa „dobra relacja”, bliska relacja, bo jak się zna dziecko, to się od razu czuje, że coś nie gra i warto tak właśnie się zbliżyć. Jestem ZA!
Moja corka 4 lata wielokrotnie zachowuje sie jak Pani corka i podejrzewam ze ja cos meczy. Probuje zarzucac wedke ale jak dotad nic nie udalo mi sie zlowic. Bi nawet jesli trafnie nazwe emocje albo stan w jakim sie znajduje nigdy to nie wplywa pozytywnie na poprawe jej zachowania. Ona jest moim pierwszym i wymagajacym dzieckiem. Druga mlodsza corka ma 9 m-cy i wiem ze starsza jest o nia zazdrosna. Angazuje ja w pomoc przy malej w gotowanie ktore uwielbia probuje wszystkiego by do niej dotrzec gdy wychodzi z siebie bezskutecznie? Co robic?
To zależy, do czego dążymy. Jeśli do natychmiastowej poprawy zachowania, jak w opisanym przeze mnie przypadku, to niestety, nie zawsze tak to działa.
Jeśli natomiast celem jest pomoc dziecku w uporaniu się z trudnymi emocjami, to nazywanie emocji i przyjmowanie ich bez oceniania jest pierwszym i bardzo ważnym krokiem.
Może być też tak, że dziecko przechodzi trudny okres nierównowagi i w tym czasie komunikacja może być utrudniona.
Tak czy siak, pomoc w regulacji emocji jest bardzo ważna, nawet jeśli efektów nie widać natychmiast.