[Wpis gościnny] Zrozumieć bajkę. Jarek Żyliński

Im bardziej przyglądam się bajkom, tym bardziej jestem w podziwie nad pięknym połączeniem pomiędzy bohaterem bajki a dzieckiem, które słucha, czyta lub ogląda go w akcji. Wraz z podziwem wzrasta we mnie chęć zbliżenia się do tych mechanizmów i sprawienia, by stały się one dla dzieci przyjaciółmi, a nie zagrożeniem.

 

 

Bajki potrafią bardzo mocno wciągnąć dziecko. Można powiedzieć „to tylko bajka”, a można zrobić zdjęcie dziecka, które zastygło w jakiejś emocji i po spojrzeniu nań zdecydowanie skreślić słowa „to tylko”. Dziecko może zanurzyć się całe w obserwowanej akcji, a może po paru minutach uznać, że coś jest nudne. Jedną bajkę można dziecku czytać 100 razy i nie odpuści ono nawet jednego słowa, a przy innej zacznie zajmować się czymś innym. Wbrew wierzeniom to nie przypadek, tylko iskra, która musi przejść po wspomnianym we wstępie połączeniu.

 

Żeby iskra przeszła, połączenie musi zostać dobrze zbudowane,  inaczej zgaśnie po drodze. Pierwszy pod lupę musi pójść BOHATER. Zainteresowanie nim wynika z jego podobieństwa do dziecka. Nie chcę przez to powiedzieć, że dziecko jest podobne do Reksia, Prosiaczka czy Muminków. Podobieństwo wynika zwykle z roli, jaką bohater pełni w społeczeństwie. Dla dzieci przedszkolnych Smerfy mogą być jak znalazł. Małe zwierzątka, którymi opiekuje się leśny lub ludzki świat – także. Kiedy pojawi się adekwatny bohater (niekoniecznie pierwszoplanowy), dziecko podświadomie zainteresuje się tym, co u niego słychać.

 

 

Przygody i emocje tego bohatera to podpalane przez tę iskrę paliwo, które decyduje o tym, jak mocno zapłonie połączenie. Jeśli bohater znajdzie się W PODOBNEJ SYTUACJI co dziecko, wówczas obserwator zostanie wchłonięty w sytuację i nie uroni ani jednego słówka z opowiadanej lub oglądanej historii. Dziecko bardzo mocno chce wiedzieć, jak ktoś podobny do niego poradzi sobie w znanych emocjach i sytuacjach. Ponownie nie musi być to dosłowne, ba, nawet nie powinno, bo zbyt bliskie połączenia mogą być zostać odrzucone ze strachem. Podobnym paliwem może być sytuacja, w której bohater nie tyle przeżywa to co dziecko, co raczej robi to, co dziecko chciałoby zrobić.

 

W praktyce wygląda to tak, że na przykład dzieci przed pierwszym dniem w szkole czy przedszkolu mogą lubić bajki oparte na wyprawie. Dzieci  przechodzące przez okres identyfikacji z płcią chętniej zainteresują się bajkami o bardziej wyrazistych cechach płci. Dzieci mające w sobie sporo niewypowiedzianej złości chętniej sięgną po te bajki, w których bohaterowie okładają się nawzajem. Tak samo działają „bajki” dla dorosłych. Spójrzmy na przykład na bohaterki komedii romantycznych. Jakże są „normalne”, często z rozkosznymi niedoskonałościami. Albo bohaterowie ratujący świat? Zwykle „rekrutowani” z szarego tłumu, w którym większość czytelników/widzów trwa w lekkim smutku, że przegapili swoją szansę na bycie superbohaterem. A tutaj nagle film mówi im „nie, nadal masz szansę!”.

 

Iskra poszła, odpaliła paliwo, połączenie dziecko-bajka płonie bardzo mocno. Zapalenie nie jest trudne. Znacznie trudniejsze i ważniejsze jest to, z czym to dziecko zostanie po zakończeniu bajki. Dlatego dochodzi trzeci niezbędny w bajce element – SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE. To ono decyduje o tym, że rozpalone połączenie wzbogaci dziecko, a nie zrujnuje. Tutaj odbywa się podział na bajki-przyjaciół i bajki-zagrożenia. Dziecko widząc, że bohater w podobnej sytuacji doznaje na końcu ukojenia, wygranej lub innego szczęśliwego zakończenia, otrzymuje komunikat „skoro on może, to i ty też”. Dlatego chętnie wróci do tej bajki kiedy będzie w swoim życiu w podobnej sytuacji co bohater. Czasami nawet po kilkadziesiąt razy. Niestety adekwatnie jest przy zakończeniu negatywnym, dlatego martwią mnie mocno bajki, które kończą się źle i wzbudzają tylko pragnienie obejrzenia kolejnej i kolejnej, bo może jednak znajdzie się dobre zakończenie?

 

Ten proces Bohater – w  podobnej sytuacji – ze szczęśliwym zakończeniem. Daje obraz idealnej bajki. Dlatego nie jest na przykład problemem, że w bajce pojawia się przemoc, ba, w przypadku dziecka bojącego się jej może to nawet być wskazane (uwaga, dosłowność może odstraszyć), jeśli na końcu bohater zostanie ochroniony przez nią. Gorzej, jeśli z powodzeniem stosuje ją bohater (co trafia w gusta widzów noszących w sobie sporo złości) i odnosi korzyść na tej bazie. Znając ten mechanizm można nie tylko przyglądać się potrzebom dziecka, ale także na nie odpowiadać. Wystarczy odpowiednio zareagować na różne sytuacje w życiu dziecka i do tego ułożyć bajkę.

 

Trzeba przy tym pamiętać, że mimo misterii opisanego mechanizmu jest to jednak tylko bajka. Bajka nie zastąpi na przykład wzorów dawanych przez rodziców czy doświadczeń doznawanych w normalnym świecie. Ona jest zwierciadłem, a czasem wsparciem dającym nadzieję. Warto z niej korzystać, ale nie należy jej wpływu wyolbrzymiać. Jasne, jak widzimy, że to co proponuje bohater, to nie jest rozwiązanie, którego chcemy dla swojego dziecka, to poszukajmy dalej. Widzę czasem w bajkach czarną psychologię, że ktoś powyższy mechanizm świadomie (!!!) wykorzystuje by rozpalić połączenie, ale nie gasi go potem.


Niemniej dziecko nie „zepsuje się” od pojedynczych bajek. Jeśli zawierają one negatywne wzorce – wymieńmy ją, bo nawet mała szkodliwość jest szkodliwością. Ale nie należy też rwać włosów z głowy krzycząc „zepsułem swoje dziecko bo obejrzało jeden odcinek…..”. W każdym razie nad bajkami naszych dzieci po prostu warto się pochylić.

 

Jarek Żyliński

Psychoblog Jarka Żylińskiego

 

Foto: Unsplash

 

Czytaj więcej